Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A ja ci mówię pójdź...
— Dobrze idzie sprawa — szepnął Bussy hrabinie. — Pomiędzy braćmi zajdzie mała sprzeczka, a pani tymczasem zobaczysz męża.
— No i cóż, czy trzeba abym ci dał książęce słowo?
— O! to zbyteczne; ubliżyć sobie sam nie pozwolę.
I Bussy stanął obok księcia, a młody paź tuż za nim.
— O! nie mój waleczny Bussy, ja zemstę biorę na siebie. Słuchaj — rzekł półgłosem — znam napastników.
— Wasza książęca mość raczyłeś się o nich dowiedzieć?
— Widziałem ich.
— Jakim sposobem? — zapytał Bussy zdziwiony.
— Miałem interes przy bramie Ś-go Antoniego, spotkali mnie i mało za ciebie nie zabili. Domyśliłem się, że to na ciebie rozbójnicy czatują.
— I...
— Czy miałeś z sobą twojego pazia? — zapytał książę, chcąc zwrócić mowę na co innego.
— Nie — odrzekł Bussy — byłem sam, jak Wasza książęca mość.
— Ja byłem z Aurillym; a dlaczegóż sam byłeś?
— Ponieważ chcę zachować swą opinję walecznego.
— I raniono cię? — zapytał kisążę.
— Nie chciałbym sprawić im radości, ale porządne dostałem pchnięcie.
— A! zbrodniarze!... — zawołał książę — d‘Aurilly dobrze mówił, że jakieś złe mają zamiary.
— Jakto, Wasza książęca mość widziałeś za-