Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go i dla utrzymania jej, nieraz na najdziwniejsze narażał się przygody.
Jak bohater Plutarcha oddalił trzech towarzyszy; odesłałby nawet szwadron kawalerji i z założonemi rękami podszedłby ku domowi, w którym go czekał, nie uśmiech kochanki, ale list od królowej Nawarry, od królowej Margot, do której on sam udawał się zwykle nocą, aby uniknąć podejrzeń.
Przebył ulicę Augustjanów i wyjechał na ulicę Ś-go Antoniego, gdy jego oko wprawne i przenikliwe, dostrzegło owe cienie, których książę Andegaweński zrazu nie dostrzegł.
Przytem, w prawdziwie mężnem sercu jest jakieś tajemne przeczucie niebezpieczeństwa, które pobudza zmysły do działania.
Bussy policzył czarne cienie na murze.
— Trzech, czterech, pięciu — rzekł — nie licząc służących, których ukryli, a którzy na pierwsze zawołanie przybiegną.
Na honor, to za wiele na jednego; ale co robić?... poczciwy Saint-Luc nie zwodził i choćby mię przebili jak robaka, powiem mu: dziękuję ci za ostrzeżenie.
To mówiąc, posuwał się dalej; tylko jego prawa ręka igrała pod płaszczem ze szpadą, a lewa nieznacznie odpięła haftkę.
W tej chwili Schomberg zawołał: „do broni!“ i kawalerowie powtórzywszy okrzyk uderzyli na Bussego.
— Tak, panowie — mówił szyderczo młodzieniec — chcecie zabić biednego Bussy! toż to zwierz, toż to dzik, na którego mieliście polować? — Dobrze panowie, ale dzik was porządnie porani, mogę za to ręczyć.