Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyczepił do końca pertyki i zatknął jak chorągiew na najwynioślejsze miejscu wzgórza. Półkownik postrzegłszy, że się zgadza na parlamentacją, zapytał, czy nié ma ochotnika, któryby się podjął zanieść zbójcom warunki. Andre wystąpił ze szranków.
Potrzeba było śmiałka nie lada do takiéj ambasady, rozbójnicy kalabryjscy nie bardzo obserwują zwyczaje przyjęte w podobnych okolicznościach. Przestąpiwszy sami prawo, aż nadto mogli nadużyć prawa parlamentarstwa; dla tego też Andre prosił półkownika o pomówienie z nim słów kilka na osobności. Oddaliwszy się trochę na ustronie, wydobył z kieszeni trzydzieści swoich luidorów i podał półkownikowi.
— Cóż to ma znaczyć? zapytał półkownik.
— Znaczy to, odpowiedział, że jeżeli ci ichmoście, którzy tam są na górze, zechcą się ze mną obejść po swojemu, co bar-