Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Hrabina podniosła się trochę i poglądając nań z zdumieniem.
— Przychodzisz od pana....? rzekła.
— Od siebie samego, Signoro.
— Nie rozumiem.
— Natychmiast wytłumaczę: — Dzisiaj w Chiaja, kiedyś się ochładzała lodami, ujrzawszy cię pani, w uniesieniu zawołałem: per Baccho! jakże jest piękną!...
Hrabina uśmiéchnęła się.
Wtem jakiś człowiek zbliżył się do mnie. «Chciałżebyś téj piękności, która cię tak zachwyca? — I bardzo. — Pięćset tylko dukacików, a rzecz pójdzie dobrze.» Powróciłem do domu, wziąłem piéniądze i udałem się za nim — przy bramie tego pałacu domagał się stu dukatów, zaliczyłem mu; cztérysta zaś czerwonych złotych, mówił mi, ażebym złożył w alabastrowym koszyku; oto w tym.
Cherubino trzy czy cztéry garście złota