Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu, że już jest obok swej Blanki, że woła na swą żonę: — Blanko, Blanko! tyś wolna, Blanko! chodź w me ramiona, niechaj twa miłość, twoje pieszczoty wynagrodzą dług życia twojego.
Niekiedy jednak jakieś złowieszcze przeczucie miotało nim, serce się jego ściskało: wówczas przynaglał pocztyliona, sypał mu złoto, obiecywał więcéj; z pod kół pojazdu iskry się sypią, konie lecą pędem strzały, a jednak zdaje mu się, że zaledwo się rusza! Wszędzie znajduje przygotowane konie, żadnéj przeszkody nigdzie nie spotyka; wszystko zdawało się podzielać chęć jego pospiechu. W kilka godzin zostawił za sobą Versailles, Chartres, Mans, Fléche, postrzega Angers; wtem o jakąś niewidzialną przeszkodę nagle pojazd się zawadza, gruchoce; wstaje zbity, zkrwawiony, odcina szablą postronek, wskakuje na konia i leci na nim aż do pierwszéj poczty, tam bierze konia