biegłby jeszcze milę i dwie mile, ażeby dogonić Marso; lecz gdy go postrzegł hardziej z radości, aniżeli z wysilenia upadł zemdlony.
Marso z roztwartą gębą, z osłupiałem okiem, patrzał na niego zdumiony.
— Zatrzymano! Blankę zatrzymano! powtarzał on, gdy jego przyjaciel zbliżał do ust wieśniaka napełnioną flaszę.
— Blankę zatrzymano! okrutni... dlatego to zapewne wywołali mię ztamtąd. — Alexandrze, rzekł on, ściskając silnie rękę przyjaciela, ja muszę natychmiast wracać do Nantu, spodziewam się, że i ty ze mną razem się udasz; tam moje życie, moja przyszłość, moje szczęście, moje wszystko. Zgrzytnął zębami, wszystkie jego członki w konwulsyjnym były ruchu. Drżyj zbrodniarzu, któryś się ośmielił podnieść rękę na Blankę! — Ty wiesz Alexandrze, że się w niéj kocham szalenie, że życie bez niéj jest dla mnie niczem; tak
Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/248
Wygląd
Ta strona została przepisana.