Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chę ciszéj — Sam się przekonałeś, że piérwsza myśl moja była o tobie, a późniéj o moim ojcu. Po czém nabrawszy męztwa prosiła ażeby Marso niezwłocznie się oddalił; on sam nawet czuł tego potrzebę, nie opierał się więcej jéj prośbom i matki swojéj: kazał ażeby wszystko było gotowém do podróży; — za godzinę pożegnał Blankę i całą swą rodzinę.
Marso wracał tąż samą drogą, jaką przebywał w towarzystwie Blanki; jechał nieprzyspieszając ani zwalniając kroku swojego rumaka; gdziekolwiek spojrzał wszystko przypominało mu słowa młodéj Wandejki; zdawało mu się, że znowu słyszy opowiadającą Blankę, jéj głos, każdy jéj wyraz; niebezpieczne jéj położenie pierwéj mało go zajmowało, teraz zaś przedstawiało mu się w najokropniejszym obrazie. Słowa Delmara brzmiały jeszcze w uszach jego; co chwilę zatrzymywał konia, — chciał wrócić do Nau-