Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cięstwa jednali po większéj części winne były swój skutek pięknemu postanowieniu, jakie między sobą uchwalili dowodzcy: — Zwycięstwo, albo gilotyna!
Blanka siedziała niedaleko Marso kiedy ten rozkaz otrzymał. Roztargniony, smutny, nie śmiał jéj oznajmić, że musi opuścić, że musi zostawić ją jedną wśród miasta broczącego się prawie dnia każdego krwią jéj rodaków. Postrzegłszy jego pomieszanie, przezwyciężając swą skromność, będąc pewną że jest kochaną, i że ma prawo jego się zapytywać, zbliżyła się z niespokojnym wzrokiem, prosząc ażeby odkrył jej przyczynę swojego smutku. Marso podał jéj rozkaz jaki dopiéro co otrzymał. Blanka zaledwo nań rzuciła okiem już pojęła na jakie niebezpieczeństwa może się narazić dobry jéj przyjaciel, jeżeli go nie spełni; serce się jéj ściskało, a jednak nalegała ażeby jak najrychléj pospieszył do armii. Kobiéty więcéj nieró-