Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

fred ciągle nacierał, mój pan nie spuszczając z oka szpady, fechtował się jak gdyby to było w sali zbrojowéj na paradzie. A ja pękałem się ze złości. Gdyby był tam wówczas ich sługa, pewnobym go zadławił.
»Walka trwała ciągle; P. Alfred uśmiéchał się gorzko; mój pan był spokojny i zimny.
— »Ah! rzekł P. Alfred.
»Jego szpada dotknęła ramienia mojego pana, i krew się polała.
— »Nic to, odpowiedział P. Eugieniusz, kończmy.
»A ja potniałem, a ja potniałem jak szczur jaki.
»Sekundanci zbliżyli się. P. Eugieniusz poruszył ramionami na znak, żeby się oddalili. Jego przeciwnik korzystał z téj przeszkody, i mój pan nie pośpiał odbić szpady — krew polała się z nogi. Ja siadłem na wzgórzu; nie mogłem utrzymać się na nogach.