Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do siebie; nie ma tu czasu liczyć gwiazdy na niebie: wstaję.
W mgnieniu oka czółno już na wodzie. Szukam wioseł: tym przeklętym koziołkiem wyrzuciłem jedno do wody. Poganiam czółno choć jednym tylko, kieruję jak frygę, mówiąc: oto jak gdybym śpiéwał — czekajmy.
— Ah! panie, przez całe życie będę ja pamiętał ten moment: jak to było strasznie, zdawało się, że rzeka płynie atramentem, tak była czarna woda. Kiedy niekiedy tylko niewielka fala uderzała brzegi zostawując po sobie pianę, niekiedy na środku, biała sukienka panienki ukazywała się, albo głowa mojego pana, który wypływał na wierzch dla odetchnięcia. Raz tylko ukazali się w jednym czasie oboje. Słyszałem pana Engieninsza jak wołał: odobrze! widzę ją, widzę!» We dwie sekundy już był tam, gdzie, przed chwilą bielała sukienką. Wkrótce pokaza-