Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lał z pistoletów, ale strzelał, panie! a jak pałaszem wywijał — to jak sam święty Jerzy! Przybyliśmy do mostu, gdzie teraz wiele jest statuów, pan musi wiedzieć; wówczas tam jeszcze nie było. Aż tu ni ztąd ni z owąd postrzegamy kobiétę, która tak mocno płakała, iż pomimo turkotu naszego kabryoletu posłyszeliśmy jéj szlochanie. Mój pan zawołał: — «Stój!» Ja stawam. W mgnieniu oka wyskoczył z pojazdu; to dobrze....
»Noc była tak ciemna, że ani świata bożego widzieć nie można było. Kobiéta szła na przód, mój pan za nią. Wtém nagle zatrzymuje się ona w połowie mostu, wskakuje na poręcz, i tylko słyszę — pauf! Mój pan stanął zdumiony; ot zkąd biéda. Ale trzeba wiedzieć, że pan Eugieniusz pływał jak łosoś.
»Ja zaś pomyślałem sobie: jeżeli zostanę w kabryoleeie nie wiele pomogę; a z drugiéj strony nie umiejąc ani trocha pły-