Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Neron.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i tajemniczości. Wkrótce nowy głos połączył się z innemi. Lucjusz śpiewał modlitwę do Neptuna. Aktea odrazu poznała te dźwięki, które wczoraj wprawiły w drżenie najskrytsze struny jej duszy: były to tony tak dźwięczne i melodyjne, jak gdyby Syreny Polimoskiego przylądku witały okręt nowego Ulissesa.
Aktea, cała pod wpływem tej uroczej muzyki, otworzyła znużone powieki i z okiem wlepionem w gwiaździste niebo, rychło zapomniała o swych zgryzotach i boleści, oddając się cała rozkosznym marzeniom. Już dawno ostatnie dźwięki liry i ostatnie nuty pieśni rozpłynęły się w przestrzeni, jakby uniesione na skrzydłach czarodziejskich, a ona jeszcze słuchała w słodkiem odrętwieniu; ocknęła się nakoniec i po raz drugi spotkała się z wejrzeniem młodej dziewczyny. Niewolnica zdawała się również zostawać pod czarem pieśni i Aktea mogła znów zauważyć, że to smętne oko zwracało na nią jasne spojrzenie nie po raz pierwszy. Aktea skinęła ręką. Niewolnica powstała: obie pewien czas milczały; nakoniec Greczynka zapytała:
— Jak się nazywasz?
— Sabina — odparła niewolnica.
Aktea drgnęła, gdyż jak twarz, tak i głos nie był jej obcy; wymienione jednak imię żadnego w niej wspomnienia nie obudziło.
— Gdzie twa ojczyzna... — zapytała znowu Aktea.
— Opuściłam ją tak młodo, że nie pamiętam jej.
— Do kogo należysz?
— Wczoraj należałam do Lucjusza, dziś do Aktei.
— Czy dawno on jest twym panem?