Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Braciszku! — powiedziała starsza z pań, dotykając ramienia mężczyzny.
— Królowa! — zawołał tenże, cofając się, i zdejmując kapelusz.
— Cicho! sza!... Dobry wieczór, braciszku!...
— Dobry wieczór, Waszej Królewskiej Mości; dobry wieczór, siostrzyczko; nie jesteś sama, jak widzę.
— Jestem z panną Andreą de Taverney.
— A! to bardzo dobrze. Dobry wieczór pannie Andrei.
Andrea się skłoniła.
— Czy panie wychodzą? — zapytał.
— O, nie.
— Więc powracacie?
— Chciałybyśmy powrócić.
— Czy wołałyście na Laurent‘a?
— Ma się rozumieć.
— A dalej co?
— Spróbuj go wołać, a przekonasz się sam...
— Tak, tak, niech Wasza książęca wysokość woła, a zobaczy...
Młody mężczyzna, którym był książę d‘Artois, zbliży! się do furtki:
— Laurent!... krzyknął, stukając we drzwi.
— Oho!... już się zaczyna, — odezwał się żołnierz; — uprzedzam, że jeżeli to dłużej potrwa, każę zawołać oficera.
— Co to znaczy?... — rzekł książę, zwracając się do królowej.
— To znaczy, że zamiast naszego Laurent’a, postawiono szyldwacha.
— Kto to zrobił?...
— Król.
— I z rozkazem?...
— Srogim bardzo, jak się zdaje.
— Tam do djabła!... Poddajmy się.
— Takim sposobem?...
— Dajmy głupcowi pieniędzy...
— Dawałam już; odmówił...
— Przyrzeknijmy awans...
— Próbowałam i tego.
— A on?...
— Ani chce słuchać nawet.