Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

smakować. Zapytano go o wypadek i na tem koniec. Zapanowało nużące milczenie.
Nie mógł jednak zapomnieć ciepłej i drżącej rączki, spoczywającej przez chwilę na ramieniu...
Zapragnął choć nóżki dotknąć. Zbliżył kolano i nic nie spotkał, czuł tylko, że usuwano się przed nim pospiesznie; a gdy dotknął niechcący nóżki starszej damy, ta rzekła w tej chwili obojętnie:
— Przeszkadzam panu, nieprawda? przepraszam!
Młodzieniec zaczerwienił się powyżej uszu, błogosławiąc ciemności, pokrywające jego zmieszanie. I znów milczenie... Oficer stał się cichym, nieruchomym i pełnym uszanowania; bał się oddychać nawet. Nieznacznie, mimowoli, dziwne uczucie zawładnęło jego całą istotą. Czuł obok siebie śliczne dwie kobiety, domyślał się powabów ukrytych; zdawało mu się, że egzystencja jego związana jest z ich przyszłością. Pragnął zawiązać przerwaną rozmowę. — i on, światowiec wytrawny, nie wiedział od czego zacząć. Jednem słowem czuł pociąg magnetyczny do tych dwóch istot młodych, świeżych, a tak skromnych i wzbudzających uszanowanie.
Oficer nie odezwał się już więcej, a panie rozmawiały pocichu. Do uszu jego dochodziły wyrazy urywane, które w myśli dopełniał.
Oto co słyszał:
— Godzina spóźniona... Bramy zamknięte... powód wyjścia...
Fiakr znów się zatrzymał. Nie z powodu jednak konia, ani złamanego dyszla. Po trzygodzinnych nadludzkich wysiłkach dobił nareszcie do mety.
Woźnica nachylił się do okna:
— Hej, panie! panie oficerze! jesteśmy już w Wersalu.
— Gdzie panie każą zajechać? — zapytał oficer.
— Na plac Broni.
— Jedź na plac Broni — zawołał młodzieniec.
Zaczęło się trzaskanie z bicza.
— Muszę jednak przemówić — pomyślał oficer — bo nie chcę uchodzić za głupca.
— Panie są już u siebie? — zaczął nieśmiało.
— Tak, dzięki szlachetnej pomocy pańskiej.
— A co pan miałeś z nami kłopotów! — powiedziała młodsza.