Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/613

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To dziwne!
— Czyż nie? Byłbym przysiągł, że to pani de la Motte. Do czego to prowadzą sądy ludzkie!
Pan de Crosne zbliżył się do Cagliostra, i rzekł:
— Proszę, mów pan jaśniej, dokładniej.
— O, teraz, skoro pan znalazł Oliwję z panem de Beausire, nie będę już wtrącał pani de la Motte; nie będę zważał na jej uprzejmość względem Oliwji, na jej znaki, na korespondencję.
— Z Oliwją?
— Ależ tak.
— Pani de la Motte porozumiewała się z Oliwją?
— Tak jest.
— Widywały się?
— Pani de la Motte znalazła sposób wyprowadzania Oliwji co noc z mego domu.
— Co noc? jesteś pan tego pewny?
— Tak pewny, jak tego, com widział i słyszał.
— Ależ panie, opłaciłbym każdy wyraz twój tysiącami! Jakżem szczęśliwy, że pan robisz złoto.
— Już go nie robię, zbyt było drogie.
— Jesteś pan przyjacielem pana de Rohan?
— Zdaje się.
— Więc musisz pan wiedzieć, jaką rolę odgrywa to uosobienie intrygi, pani de la Motte, w sprawie pana de Rohan?
— Nie, nie wiem.
— A może pan zna skutki tych przechadzek nocnych, odbywanych przez panią de la Motte i Oliwję?
— Panie, są rzeczy, o których człowiek rozważny milczeć powinien — odparł Cogliostro.
— Będę miał zaszczyt o jedno jeszcze zapytać pana — rzekł pan de Crosne. — Czy masz pan dowody, że pani de la Motte korespondowała z Oliwją?
— Setne dowody.
— Jakie?
— Bileciki pani de la Motte, pisane do Oliwji i przerzucane za pomocą procy ręcznej, którą zapewne znajdą w jej mieszkaniu. Kilka takich bilecików, owiniętych na kulkach ołowianych, nie doszło do miejsca przeznaczenia. Upadły na ulicę, a ja, lub służba moja, podnieśliśmy je.
— Czy przedstawisz je pan sprawiedliwości?