Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/456

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wszak prawda?... — zapytała Oliwja, zachwycona, że i ona komuś się oparła.
— Przyznaj pan, że opierałam się znakomicie!
— Opór pani wynikał z owej wielkiej miłości rzekł najspokojniej Cagliostro.
— No, ale pańska miłość nie była zbyt wytrzymała — odparła urażona Oliwja.
— Nie jestem jeszcze dosyć starym, dosyć brzydkim, dosyć głupim lub dosyć biednym, abym potrzebował narażać się na odmowę lub niepowodzenie; czułem, że dla pani zawsze pan de Beausire pozostanie drogim i zastosowałem się do tego.
— O, bynajmniej — zawołała zalotnica — ja uważam, że opieka, którąś pan nade mną roztoczył, prawo podawania mi ręki, odwiedzania mnie, dogadzania mi dają dowód, żeś pan nie dał jeszcze za wygraną... Nie straciłeś pan nadziei...
Przy tych słowach spojrzała piękna Oliwja, której ogniste oczy zbyt długo były bezczynne, na swego gościa.
— Przyznać muszę — rzekł Cagliostro — że bystrości pani trudno się oprzeć i spuścił oczy, aby nie być pożartym przez dziwny wzrok Oliwjo.
— Powracając do Beausire’a — rzekła dziewczyna urażona obojętnością hrabiego — cóż on robi, gdzie jest ten mój biedny przyjaciel?
Cagliostro trochę jeszcze nieśmiały, rzekł:
— Mówiłem, że chciałem was połączyć.
— Nie mówiłeś pan tego — przerwała Oliwja z pogardą — ale ponieważ pan teraz tak twierdzisz, wierzę panu. Mów pan dalej, dlaczegoś go pan nie sprowadził, to byłby dowód współczucia. Czy jest wolny?
Cagliostro, którego ironja Oliwji wcale nie dziwiła, odparł: dlatego nie sprowadziłem pana de Beausire, że on... chociaż tak wiele posiadający rozumu, ma jakąś sprawę z policją.
— I on także? — zawołała blednąc Oliwja; bo teraz uczuła, że hrabia mówi prawdę.
— Także!... powtórzył grzecznie Cagliostro.
— Cóż takiego zrobił? — zapytała młoda kobieta.
— Doskonały figiel, pyszną sztuczkę, którą ja nazwałbym żartem, lecz którą ludzie tetryczni jak np. pan de Crosne, wszak zna go pani... nazywają kradzieżą.