Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

król nie zna litości. Zatem poradź pani bratu, aby w razie wypadku postarał się ukryć.
— Doktorze!... — zawołała Andrea — doktorze, więc pan de Charny jest bardzo chory?...
— Posłuchaj, kochana panienko, obiecałem ci prawdę, oto ją masz: Widzisz biednego chłopca, który śpi a raczej jęczy tam w pokoju?...
— Tak, widzę — odparła Andrea złamanym głosem.
— Otóż, jeżeli mi się nie uda do jutra ocalić go, jeżeli gorączka, która go pożera nie ustanie, za dwadzieścia cztery godziny, człowiek ten będzie trupem.
Andrea czuła, że nie powstrzyma krzyku, ścisnęła ręką gardło, paznogcie zapiła w ciało, aby tym bólem fizycznym przygłuszyć rozpacz, miotającą sercem. Doktór Louis nie widział żadnej zmiany na tworzy Andrei, która jak spartanka panowała nad sobą.
— Brat mój nie ucieknie, zwyciężył wprawdzie pani de Charny, i jeżeli go ranił, to broniąc się jedynie; jeżeli zaś rana ta będzie śmiertelna, Bóg tylko ma prawo go sądzić.
— Nie dla siebie ona tu przyszła — myślał doktór — z pewnością zatem dla królowej. Zobaczymy teraz, jak daleko jej Królewska Mość posunęła swą lekkomyślność.
— Co też królowa mówi o tym podynku — zapytał.
— Nie wiem — odparła Andrea. — Cóż to królowi może obchodzić?...
— Ale pan de Taverney jest jej bardzo miły?... tak mi się zdaje przynajmniej.
— Pan de Taverney wyszedł cało z tej sprawy, mam nadzieję, że Jej Królewska Mość weźmie w obronę brata mego, jeżeli go obwinią...
Doktór Louis, zbity z tropu, zaprzestał badania.
— Nie jestem fizjologiem — myślał — jestem tylko chirurgiem. Po cóż u djabła, znając tak dobrze grę muskułów i nerwów, mam się koniecznie wdawać w odgadywanie kaprysów i namiętności kobiecych?...
Powiedziałem ci, panienko — odpowiedział Andrei — wszystko coś chciała wiedzieć. Każ umykać lub zostać panu de Taverney. To już do ciebie należy. Moją powinnością jest ocalić rannego tej nocy... w przeciwnym razie śmierć go porwie niechybnie w przeciągu dwudziestu czterech gadzin. Bądź zdrowa, panienko...