Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pozwól pan powiedzieć sobie — przerwał z uśmiechem Cagliostro — żeś pan już się nim zajął.
— Tak; mówiłem więc, że jest to pamflet, wymierzony przeciw królowej.
Cogliostro potwierdził ruchem głowy.
— Czy zna pan ten pamflet?
— Tak, panie.
— Nawet kupił pan tysiąc egzemplarzy.
— Nie przeczę.
— Nie doszły one jednak do rąk pańskich, na szczęście?
— Skąd to przypuszczenie? — zapytał Cagliostro.
— Stąd, że spotkałem posłańca, niosącego pakę, zapłaciłem go, wyprawiłem do siebie, gdzie mój służący, zgóry o tem uprzedzony, powinien ją był odebrać.
— Zatem pewny pan jest, że to, co dla mnie było przeznaczone, znajduje się u pana?
— Pewny tego jestem.
— To się pan myli!
— Jakim sposobem — rzekł ze ściśniętem sercem Taverney — dlaczegóż nie miałyby być u mnie?
— Bo są tutaj — spokojnie odparł hrabia, opierając się plecami o kominek.
Filip groźnie się poruszył.
— A! pan — rzekł hrabia, — sądzi pan, że ja, wróżbita, jak mię nazywasz, dałem się tak oszukać? Zdobył się pan na pomysł, przepłacając posłańca, wszak tak? Otóż! mam ja pełnomocnika, który zdobył się na inny. Płacę mu za to, więc odgadł, a, rzecz prosta, pełnomocnik wróżbity zgadywać umie. Odgadł, że przyjdziesz pan do dziennikarza, że spotkasz posłańca, że go przekupisz; śledził go więc, posłaniec się przeląkł i, zamiast dalej iść drogą do pańskiego pałacu, przyszedł tu z moim pełnomocnikiem. Czy wątpi pan jeszcze?
— Wątpię.
— Spojrzyj na szafę i dotknij się gazet!
To mówiąc, otworzył sprzęt dębowy, rzeźbiony przedziwnie, i blednącemu młodzieńcowi wskazał na głównej polce ów tysiąc egzemplarzy gazet, przesiąkłych jeszcze mdłą wonią wilgotnego papieru. Filip zbliżył się do hrabiego.