Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Któż panu powiedział, że ja ich zażądam; będę bronił prawa mojego, nic więcej.
— A prawo to, według pana... de Charny?...
— Polega na tem, że mogę zmusić pana Cagliostro do spalenia tysiąca egzemplarzy, które kupił od tego nędznika!
— Zechcesz pan może przypomnieć sobie, że ten pomysł był moim, już przy ulicy Montorgeuil.
— Więc zgoda! pan je tam popaliłeś, a ja każę je podrzeć przy ulicy Neuve-Saint-Gilles.
— Z przykrością muszę panu oświadczyć, że stanowczo ja pierwszy pragnę się z hrabią Cagiostro rozprawić.
I Filip szedł dalej. Charny go powstrzymał.
— Panie — rzekł — słówko jedno, a sądzę, iż się porozumiemy.
Filip szybko zawrócił. W głosie Charny brzmiała groźba i to mu się podobało.
— Niech i tak będzie! — zawołał.
— Gdybyśmy naprzykład drogę do hrabiego Cagliostro obrali przez lasek buloński byłaby dalsza, przyznaję; sądzę jednak, że zakończyłoby to naszą sprzeczkę. Prawdopodobnie jeden z nas w drodze pozostałby, a ten, któryby powrócił, nikomu już nie potrzebowałby się tłumaczyć.
— Uprzedzasz pan myśl moją — odrzekł Filip na to jedno tylko zgodzić się mogę. Zechcesz mi pan powiedzieć, gdzie się spotkamy?
— Ależ, jeżeli towarzystwo moje nie jest dla pana zbyt nieznośne...
— Jakto?
— Moglibyśmy nie rozstawać się wcale. Wydałem rozkaz, aby mój powóz przyjechał po mnie na plac królewski, czyli o parę kroków stąd.
— Czy zechcesz pan użyczyć mi miejsca w swoim powozie?
— Z największą przyjemnością.
I dwaj młodzieńcy podążyli przyśpieszonym krokiem w stronę placu królewskiego.
Konie dzielne, w niespełna pół godziny znaleźli się w lasku Bulońskim. Charny kazał stanąć w miejscu, które uważał za właściwe.
Filip i Charny zapuścili się w las, a po upływie pięciu