Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tylko nie gniewaj się, panie Beausire, nie mówię przecież o akademji francuskiej. Przy ulicy Pat-de-Fer, trochę niżej niż parter, czy nie tak, drogi panie Beausire?..
— Cicha!... cicho!.. jakiż z pana okropny człowiek.
— Wcale nie zasługuję na tę nazwę. Powróćmy do naszej akademji.
Błękitne domino dobyło piękny, brylantami zdobny zegarek, na którym — jak dwie gorejące pochodnie, spoczęły źrenice Beausir‘a.
— Cóż dalej?... — zapytał ten ostatni.
— Otóż w owej akademji, drogi panie Beausire, przy ulicy Pat-de Fer, będzie miała miejsce za kwadrans rozprawa — dotycząca rozdania dwóch miljonów pomiędzy dwunastu stowarzyszonych, z których jednym ty jesteś, panie Beausire.
— A pan drugim, jeżeli...
— Dokończ.
— Jeżeli nie jesteś łapaczem.
— Doprawdy, panie Beausire, sądziłem, że jesteś sprytny, a widzę z boleścią, że jesteś głupcem tylko. Gdybym należał do policji, byłbym cię już dwadzieścia razy mógł przytrzymać, za sprawki, trochę mniej honorowe, niż spekulacja dwumiljonowa, nad którą debatować będą za kilka minut w akademji.
Beausire zamyślił się.
— Niech mię djabli porwą — zawołał, — jeżeli nie masz racji.
Potem spostrzegłszy się, dodał:
— Więc, mój panie, chcesz mnie wyprawić na ulicę Pat-de-Fer, a może myślisz, że nie wiem dlaczego?
— Naprzykład?...
— Żeby mnie tam przyłapać. Niegłupim.
— Idjota z ciebie, mój Beuasire!...
— Panie!...
— Gdybym chciał zrobić to, o czem mówisz, gdybym miał władzę odgadywania tego, co się knuje w akademji waszej — pocóżbym tu przychodził prosić cię o pozwolenie porozumienia się z tą panią?... Kazałbym cię uwięzić i uwolniłbym i siebie i tę kobietę od twojej miłej osoby.
— Tak mi się coś bardzo zdaje — krzyknął nagle Beausire, puszczając ramię Oliwji — że to pan, przed dwoma