Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Beausire, powziąwszy dobre przekonanie o męstwie Oliwji, uciekł się do słownych argumentów.
— Niegodziwa jesteś, rujnujesz mnie i kwita.
— To ty mnie doprowadzasz do ruiny... — odparła Oliwja.
— Patrzcie!... ja ją rujnuję, kiedy nie ma nic a nic.
— Powtórz no mi jeszcze, że nic nie mam. Powiedz raczej, że wszystko, co miałam, sprzedałeś, przepiłeś lub przegrałeś.
— I ty śmiesz mi wyrzucać moje ubóstwo?
— A dlaczegoś ubogi? dlatego, że pijesz, dlatego, że grasz!
— Gram, aby żyć.
— I ślicznie na tem wychodzisz; z głodu poprostu umieramy. Ładny przemysł... niema co mówić!...
— Twój wcale nie lepszy, grosza nigdy nie masz! Nie umiesz sobie radzić, do licha!...
— Lepiej, niż ty!... — krzyknęła wściekła — a oto dowód!..
Wydobyła z kieszeni garść złota i rozrzuciła po całym pokoju. Luidory potoczyły się i jedne pod sprzęty się pochowały. drugie poleciały pod drzwi, niektóre nareszcie pozostały na środku, błyszcząc, jak iskry ogniste. Beausire doznał zawrotu głowy a raczej zgryzoty sumienia.
— Luidory, luidory podwójne!... — zawołał przygnębiony.
Oliwja drugą już garść luidorów trzymała w ręku.
I rzuciła niemi w twarz Beausir‘a, oślepionego tym pociskiem.
— O!... o!... — zawołał, — a to bogaczka, ta Oliwja.
— Widzisz, co mi mój przemysł przynosi — powiedziała cynicznie.
— Szesnaście... siedemnaście... osiemnaście... liczył Beausire, dysząc z radości.
— Podły!... mruknęła Oliwja.
— Dziewiętnaście... dwadzieścia... dwadzieścia jeden... dwadzieścia dwa...
— Nikczemnik!
— Dwadzieścia trzy„. dwadzieścia cztery... dwadzieścia pięć...
— Łajdak!...