goś w odwecie obedrzeć — dodał śmiejąc się nieznajomy łatwe to do zrozumienia, kochany panie Beausire.
— Dosyć już... tych głupich żartów... opasie jakiś!... Wynoś mi się stąd... natychmiast.
Beausire zamierzył się szpadą, ramieniem i klingą i zakreślił koło najmniej dziesięć stóp średnicy mające.
— Wstawaj, szołdro!... — krzyknął — bo cię do tej poręczy przygwożdżę.
— No, mniej przyjemnym, to już być niepodobna — burknął nieznajomy, wydobywając lewą ręką swoją szpadę, i kładąc ją za sobą, na sofie.
Oliwja zaczęła krzyczeć przeraźliwie.
— Ależ, cicho bądź, moja panno — odezwał się flegmatycznie mężczyzna, nie wstając z siedzenia — cicho bądź, bo możesz dwie rzeczy spowodować: ogłuszyć pana Beausire tak, że pozwoli się nadziać, jak na rożen; albo ściągniesz tu patrol, który cię zabierze i zaprowadzi do kozy.
Widok był niezmiernie ciekawy. Beausire pijany, rozczochrany, trzęsący się z wściekłości, nacierał na niemego przeciwnika, bez żadnego skutku, przeciwnik zaś ten, siedzący na sofie z jedną ręką wspartą na kolanie, drugą uzbrojoną, odparowywał ciosy z zupełnym spokojem i z uśmiechem, któryby potrafił samego nawet św. Jerzego przerazić. Beausire zaczął uczuwać zmęczenie i sapać, zaczął się zastanawiać, ze gdyby malutka szpadka utkwiła w nim. to złamałaby się przy wydobywaniu i jużby było po nim, po Beausirze! Niepewność jakaś nim owładnęła, zaczął bronić się słabo, unikając jedynie razów przeciwnika. Ten zaś uderzył teraz z całą siłą i wytrącił szpadę z ręki Beausira, tak, że poleciała w górę niby piórko. Okrążyła pokój dokoła i, wybiwszy szybę w oknie, zniknęła w ciemnościach. Beausire zgłupiał.
— Słuchaj no, panie Beausire, — rzekł nieznajomy — jeżeli szpada upadnie śpiczastym końcem, a ktoś przechodzić będzie w tej chwili, to śmierć gotowa.
Beausire oprzytomniał, pobiegł do drzwi i rzucił się na schody, aby zapobiec nieszczęściu, mogącemu poróżnić go z policją. Oliwja porała wtedy zwycięzcę za rękę i rzekła:
— O! panie, jesteś wyjątkowo mężny, ale Beausire jest zawzięty. Pozostając tu — skompromitujesz mnie; tobie, nic się nie stanie, ale mnie Bóg wie co spotkać może.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/167
Wygląd
Ta strona została przepisana.