vernej, tłumiąc zarękawkiem wybuch śmiechu z kaszlem zmieszanego.
— Jak możesz, ojcze, litować się nade mną, z powodu, że czczę majestat królewski, jak możesz tak postępować, ty, Taverney de Maison-Rouge, ty, prawdziwy szlachcic francuski?
— Powoli... powoli... mój paniczu, nie mówię wcale o królewskości, mówię o królowej tylko...
— Czy w twojem przekonaniu, nie jedno to i to samo, mój ojcze?...
— Królewskość, kochanku, to korona; tego nie tykaj! Ale czemże jest królowa? Kobietą. Kobietą tylko; a to co innego zupełnie, tej można bezpiecznie się dotknąć.
— Można? — wykrzyknął Filip, czerwieniąc się z gniewu i oburzenia.
— Nie wierzysz! no to dobrze, to zapytaj — ciągnął starzec tonem nikczemnym i dzikim prawie, z uśmiechem pełnym cynizmu — nie wierzysz, no to zapytaj pana de Coigny, pana de Lauzun. pana de Vaudreuil nareszcie.
Filip spochmurniał.
— Nie mówiłeś tego serjo, coś powiedział, nieprawdaż, ojcze?
— To bydlę powątpiewa jeszcze o tem — wybuchnął Taverney.
— Czy mówisz to tak, jakbyś przed Bogiem mówił?
— Naturalnie...
— Przed Bogiem, przed którego obliczem stanąć możesz niebawem?...
— Zdaje mi się, że jestem choć trochę szlachcicem, mój panie synu, i że nie kłamię... czasami.
Pomimo, że to „czasami“ było zabawne, nie rozśmieszyło Filipa.
— A zatem — powiedział Filip — przekonany jesteś, ojcze, że królowa miała kochanków, których wymieniłeś?
— Zapewne i innych jeszcze... czy ja mogę wiedzieć, zapytaj u dworu i w mieście. Trzeba powrócić z Ameryki, aby nie wiedzieć, co mówią.
— Ale któż to mówi? Nikczemni oszczercy jedynie.
— O! czy i mnie nie masz wypadkiem za oszczercę?
— Nie, ale to jest właśnie całem nieszczęściem, że tacy, jak ty, ludzie, powtarzają nędzne niegodziwości, które w razie przeciwnym, rozwiałyby się jak wyziewy szkodli-
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/106
Wygląd
Ta strona została przepisana.