Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/981

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O żadnej z tych, Barbetta moja, to osóbka wynajmująca krzesła w kościele św. Jakóba, mieszka w zaułku de Vigne.
— Więc takie liche masz znajomości?
— Wszystko po trosze zakosztować potrzeba.
— Nareszcie? rzekł Gibassier.
— Mówię tedy, iż Barbetta wynajmuje siedzenia i to siedzenia, na których przyjaciel mój, Avoine... Czy znasz go?
— Z widzenia.
— Siedzenia, na których spocząć nie wzdragał się mój przyjaciel Avoine.
— Lecz cóż za związek mieć może owa Barbetta wynajmująca krzesła, na których nie wzdraga się spoczywać twój przyjaciel Avoine, z tajemnicą, którą ja chcę zgłębić?
— Nader prosty.
— Zobaczymy, dotąd nie rozumiem.
Carmagnole wstrzymał się przez chwilę z tryumfującym uśmiechem, a tymczasem na kościele Wniebowzięcia bić zaczął zegar trzy kwadranse na dwunastą.
— Południe za piętnaście minut! mamy jeszcze dość czasu, wykrzyknęli obaj razem, co dowodziło, jak gorąco zajmowała ich wzajemna sprawa.
Lecz, że uwaga bardziej rozbudzona była u Gibassiera, który zapytywał, on więc badać zaczął dalej towarzysza, rzekłszy:
— Słucham.
— Nie wiadomo ci może, iż wszystkie owe kobieciny wynajmujące krzesła, znają się wzajem, jak pięć palców ręki.
— Istotnie? nie wiedziałem zgoła? odrzekł Gibassier.
— A zatem wynajmująca krzesła w kościele św. Jakóba, mówił dalej Carmagnole, dumny z tego, że może czegoś nauczyć tak światłego człowieka.
— Barbetta? rzekł Gibassier, dla dowiedzenia, że nie traci ani słówka z rozmowy.
— Ona sama, ścisłą złączona jest przyjaźnią z drugą wynajmującą z kościoła św. Sulpicjusza, mieszkającą przy ulicy Pot-de-Fer.
— A! zawołał Gibassier.
— Zaczynasz wtajemniczać się, nieprawdaż?...
— Tak jest, przezieram, zgaduję.
— Otóż ta ostatnia pełni zarazem obowiązki odźwiernej w tym domu, do któregoś ty wczoraj wieczór odprowadził