Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/976

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gibassier chciał wiedzieć, czy pan Jackal wie wszystko, więc ciągnął dalej:
— A w której świątyni oczekuje?
— W kościele Wniebowstąpienia, rzekł poprostu pan Jackal.
Gibassier wpadał ze zdziwienia w zdziwienie.
— Czy znasz ten kościół? napierał gospodarz widząc, że Gibassier nie odpowiada.
— Cóżbym nie miał znać!
— Ale ze słyszenia może, gdyż nie śmiem posądzać cię o szczególną pobożność.
— Trzymam się ściśle własnego wyznania wiary, jak wszyscy, odpowiedział galernik, wzniósłszy oczy w górę z pewnym rodzajem niebiańskiego ubłogosławienia.
— Nie gniewałbym się za bliższe poznanie twoich wierzeń, rzekł pan Jackal nalewając kawę Gibassierowi, poproszę cię więc o dokładne wyłożenie twych zasad religijnych, lecz nie teraz, bo nie mamy czasu do stracenia. Ale w każdym razie trzymam cię za słowo.
Gibassier słuchał z przymrużonemi oczyma, cmokając kawę, a pan Jackal ciągnął dalej:
— Otóż, człowieka tego odnajdziesz w wiadomym kościele.
— Na rannem nabożeństwie, na wotywie, czy na nieszporach? pytał Gibassier z nieokreślonym wyrazem złośliwości 1 naiwności zarazem.
— Na sumie. — Zatem około wpół do dwunastej?
— Zdobycz nie zjawi się tak rychło, o dwunastej dopiero.
Była to istotnie godzina umówiona przez spiskowych.
— A teraz jedenasta! krzyknął wystraszony Gibassier.
— Zaczekaj! dość będziesz miał jeszcze czasu do zaśpiewania „gloria“.
I pan Jackal wlał pół kieliszka araku w kawę Gibassiera.
— „In excelsis“! dodał Gibassier, unosząc dwiema rękami filiżankę i rzekł w dalszym ciągu: Obecnie, dozwól mi panie, oświadczyć ci rzecz pewną, która ujmy zasłudze twej, nie przyniesie, a której ja hołd składam pokorny.
— Mów.
— Wiedziałem o wszystkiem, tak samo, jak pan...
— Doprawdy?