Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

które nazywają się włóczęgami i które przytrzymują w nocy... Pójdź tedy.
Ale Justyn już nie potrzebował mówić „Pójdź tedy!“ Usłyszawszy wyraz włóczęgi, dziecina przeskoczyła rów i z rękami złożonemi, z miną wystraszoną, głosem błagalnym, mówiła do dwóch przyjaciół:
— O! weźcie mnie z sobą, dobrzy panowie, weźcie!
— Ależ weźmiemy cię, śliczne dziecko, weźmiemy, rzekł nauczyciel, niezawodnie weźmiemy!
— Dobrze, dobrze! powtórzył Justyn. Chodź prędzej, zaprowadzę cię do mojej matki i do siostry, obie są bardzo dobre, dadzą ci wieczerzę, a potem położą cię spać w ciepłem łóżeczku... Może już dawno nie jadłaś?
— Od rana, odpowiedziała.
— O! biedna! zawołał z goryczą i politowaniem stary nauczyciel, którego cztery posiłki dzienne były matematycznie urządzone.
Dziewczynka nie zrozumiała tonu egoistycznego i zarazem litosnego, jakim to wymówił dobry Miller; sądziła, że oskarża proboszcza, który wsadził ją w dyliżans nie zaopatrzywszy w posiłek; czemprędzej więc chciała go usprawiedliwić.
— O! to moja wina, rzekła, miałam chleb i wiśnie, ale tak mi było ciężko na sercu, że nic jeść nie mogłam.
I oto, dodała biorąc koszyczek ukryty w zbożu, w którym istotnie znajdowało się trochę wisien nieco zwiędłych i kawałek chleba zeschły, oto dowód.
— Jesteś pewnie tak znużona, że nie będziesz mogła iść sama, rzekł Justyn, ja cię poniosę.
— O, nie! odpowiedziała, jeszczebym mogła iść z pół mili.
Dwaj przyjaciele nie chcieli temu wierzyć, i pomimo ponawianej odmowy, przysunęli ręce złożone na krzyż, połączyli je razem, a gdy dziewczynka objęła jedną ręką każdego z nich za szyję, podnieśli ją do wysokości pasa i gotowali się unieść na tym palankinie z ludzkiego ciała, który dzieci francuskie nazywają łańcuchem Bożym.
Ale w chwili ruszenia w drogę, dzieweczka zatrzymała ich.
— A! mój Boże! co ja też zrobiłam!
— Co takiego, moje dziecię? zapytał z zajęciem bakałarz.
— Zapomniałam o liście proboszcza.