Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/952

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dal od młodych ludzi, snuli się zwolna i ze skruchą pobożną, w wielkiej liczbie ludzie, których żaden strój nie odmieni w oczach wprawnych.
Pośrodku jako punkt centralny, w którym zbiegały się wszystkie spojrzenia tych dziwnych ludzi, przechadzali się dwaj panowie, których czytelnicy nasi zapewne radzi będą odnaleźć.
Jeden, okryty długą opończą granatową, ze wstążeczką legji honorowej u guzika, opierał się na lasce jak człowiek, którego dawna rana wymaga tej trzeciej nogi Sfinxa i wydawał się niby starym wojskowym.
Drugi, odziany w szary surdut, miał uczciwą powierzchowność kupca, który już wyszedł z interesów.
W rozmowie tytułowali się tylko jednym wyrazem, „sąsiedzie“.
Ci dwaj ludzie o błogich fizjognomiach, byli to nasi znajomi: Gibassier i Carmagnole.
Jakimże sposobem Carmagnole, który pojechał do Wiednia z panem Jackalem, jakim sposobem Gibassier, który pojechał do Kehl sam jeden, mogli się znajdować razem w kościele Wniebowzięcia w Paryżu, gotowi wydać hasło całej armji agentów niepokojącej Salwatora!
Opowiemy to czytelnikom w rozdziale następnym.

IV.
Wyścig.

W pierwszych godzinach poranku 27-go marca, miasto Kehl, jeśli go nazwać można miastem, wzruszyło się do gruntu przybyciem dwóch karet pocztowych, toczących się po ulicy z taką szybkością, iż obawiać się było trzeba, iżby przy dotarciu do brzegu pomostu wiodącego na pokład statku, który odpływał do Francji, najmniejsze zwichnięcie kierunku nie rzuciło w głębie rzeki: woźnicy, koni i podróżnych.
Tymczasem dwa powozy zdające się walczyć o pierwszeństwo, zwolniły biegu w dwóch trzecich ulicy i stanęły przed bramą oberży, nad którą skrzypiała blacha wyobrażająca człowieka w trójgraniastym kapeluszu, palonych butach, niebieskiej kapocie z czerwonemi wyłogami, przyozdobionego potężnym warkoczem, pod którego nogami