Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/915

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z ojcem na morzu, dlatego, że ja pani hrabiny syna piastuję, a nie mam sługi aby go pilnowała, czy jemu także nie zimno? I biedna kobieta patrzała wciąż na morze. Ty wtedy rzekłeś do niej:
— Joanno, czy nie wstydzisz się porównywać twojego dziecka do syna pani hrabiny?
Ale ona odparła:
— Wiem, Herweyu, że pani hrabina jest wielką damą, a ja biedną chłopką, lecz i to wiem, że Jaś tak samo jest moim synem, jak Kolomban synem pani hrabiny. Jest może różnica przed światem, ale jej nie ma w sercach matek...
— Widzisz, Herweyu, mówił dalej starzec, syn tej kobiety umarł i mój umarł także! Nie było różnicy pomiędzy nimi, skoro obydwa podlegali prawu śmierci... Hrabina była w błędzie, mamka miała słuszność, śmierć ich porównała.
— Biedny mój panie! wyrzekł z cicha Herwey, patrząc z boleścią na swego pana, któremu śmierć lekcję równości dała.
— W kilka lat potem, mówił nieszczęśliwy ojciec, rozbierając wszystkie niegdyś miłe a dziś gorzkie wspomnienia, pamiętasz? miał wtedy lat dziesięć, byłeś przy tem Herweyu, zachciało mu się strzelby, dałeś mu swoją, tę starą, z czasów wojny domowej...
Herwey westchnął i wzniósł oczy do nieba.
— Pamiętasz, Herweyu, jak w drobnych rączkach trzymał strzelbę i prosił cię, żebyś go nauczył musztry? Lecz daremnie płakał, gniewał się nawet, nie chciałeś, mówiąc:
— „Paniczu, szlachcic powinien uczyć się tylko robić szpadą”.
Zamiast jednak do szpady, on wziął się do pióra, zamiast na Politechnikę, posłałem go do szkoły prawa. Nie mogąc uczynić go żołnierzem, chciałem aby był dobrym obywatelem kraju. Wojny nie było, myślałem, że mi go nikt nie zabierze, a jednak zginął...
— Panie mój, przestań, te smutne wspomnienia zabijają cię, rzekł Herwey.
— Czyż mogą być smutne wspomnienia, które mi stawiają przed oczy mojego Kolombana? O, mówmy o nim... bo o czemże bym mówił. Milczenie trawiłoby mnie i gryzło wewnętrznie, jak rdza żelazo...