Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/873

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

melity: oto jest to, co przyrzekłem. Przypomnij sobie Justynie, tę piękną dziewicę, którą widzieliśmy umierającą w Meudon na łożu boleści, ona cierpi: to siostra nasza. Przez usta Fragoli przyrzekłem jej pomoc twoją i pana, Millera.
Justyn odpowiedział uśmiechem oznaczającym, że życie oddaje do rozporządzenia Salvatora.
— A teraz, rzekł ten ostatni, chodźmy! Zwracając się do Fragoli, i całując ją jak ojciec, gdyż jakkolwiek młody, Salvator przez cierpienie miał w sobie coś poważnego i ojcowskiego; całując ją, powiadamy jak ojciec raczej, niż kochanek, zszedł po schodach pierwszy, nakazawszy niezadowolonemu Brezylowi, ażeby pozostał z Fragolą.
Justyn poszedł za nim w milczeniu. Przeszli, nic nie mówiąc, całą przestrzeń Paryża rozciągającą się do rogatki Fontainebleau. Przybywszy tam, i widząc, że Salvator puszcza się za rogatkę, Justyn przerwał milczenie.
— Dokąd idziemy? zapytał.
— Do Viry-sur-Orge, rzekł Salvator.
— Co to jest Viry-sur-Orge?
— Nie zgadujesz?
— Nie.
— To wioska, w której wczoraj widziałem Minę.
Justyn zadrżał.
— Pokażesz mi ją? wykrzyknął.
— Pokażę, odpowiedział Salvator uśmiechając się na widok bladości Justyna; znak radości, który trudno było odróżnić od znaku grozy.
— Kiedy mi ją pokażesz?
— Dziś wieczór.
Justyn podniósł obie ręce do oczu i zachwiał się, Salvator podtrzymał go.
— O! kochany Salvatorze, rzekł Justyn, gotoweś wziąć mnie za kobietę, i stracić do mnie zaufanie.
— Mylisz się, Justynie, bo jeśli słabym widzę cię w radości, za to silnym widziałem w boleści.
— O! wyrzekł Justyn z cicha, a matka, biedna moja, matka, która nie wie jak szczęśliwym będę!
— Jutro opowiesz jej wszystko, nie straci nic na poczekaniu.
— W chęci spieszniejszego przybycia do Viry, Justyn