Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/867

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzieć, jest prawie równie smutne jak wesołe. Ale nie chcę was pozbawiać radości, choćby połączona była ze smutkiem.
— Prędzej! zawołał Justyn.
— Prędzej! powtórzyli inni.
Salvator wydobył z kieszeni zegarek i podajac go Justynowi:
— Nasamprzód, mój przyjacielu, rzekł, czy poznajesz to?
Justyn rzucił się na zegarek z okrzykiem radości.
— Zegarek Miny! wykrzyknął okrywając go pocałunkami, zegarek, który dałem jej w dniu ostatnich imienin! który ona tak lubiła, o którym mówiła mi, że z nim się nigdy nie rozstanie, ani w dzień, ani w nocy; i rozstała się z nim! O! powiedz, powiedz... jakim sposobem to się stało?
Matka usiadła w przekonaniu, że Mina umarła.
— Nie! nie! żywo ozwał się Salvator, który zrozumiał jej myśl, nie, bądźcie spokojni, dziecię wasze nie umarło! Mina żyje.
Okrzyk radości wyrwał się z piersi wszystkich.
— Widziałem ją! mówił dalej Salvator.
— Ty! zawołał Justyn rzucając się na szyję młodzieńca, ty widziałeś Minę?
— Ja, kochany Justynie.
— Gdzie?... kiedy? Czy kocha mnie jeszcze?
— Więcej, niż kiedykolwiek, odpowiedział Salvator usiłując powstrzymać Justyna i zachować krew zimną.
— Powiedziała ci?
— Powiedziała.
— Kiedy?
— Tej nocy.
— Powiedz mi czemprędzej, gdzie ją widziałeś!
— A ty, Justynie, daj mi czas powiedzenia ci o tem.
— To prawda! odezwał się poczciwy Miller dobywając z kieszeni fular dla otwarcia łez, to prawda! Chcesz, ażeby mówił, a nie dajesz mu przyjść do słowa.
— Byłby już powiedział wszystko, gdybyś mu nie przeszkadzał, rzekła pani Corby potrząsając głową.
— Więc nie pytam cię już, drogi Salvatorze, słucham tylko.
— Słuchaj więc, a cierpliwie, drogi Justynie. W celu, którego nie potrzebuję wam objaśniać, wyszedłem wczoraj w okolice Paryża; między jedenastą a dwunastą w nocy, byłem w parku. Tam, przy świetle księżyca, spostrzegłem