Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wysilenia jakie czyniłeś, biedny galerniku honoru, by je zwrócić a ja, stary egoista, zamiast powiedzieć: „Nie pracuj tyle, masz czas; młodość ma środki, ale trzeba ich oszczędzać!“ nigdy ci tego nie mówiłem, mój biedny chłopcze, przepraszam cię. Pozwoliłem na to; prawda, mówiono mi nieraz: „Biedny Weber jest chory, nie pociągnie długo, piersi go bolą!“ nie licząc, że w jego muzyce były już ostatnie westchnienia odlatującej duszy... Nareszcie, z wielkim mozołem oddałeś mi tysiąc franków, ale przyznaj przynajmniej, żem ci o nich nigdy nie wspominał.
— A panie Miller!
— Nie, przysięgam ci, mój biedny chłopcze, potrzebuję, ażebyś mi to powiedział. Zaledwie dostałem je do rąk, powiedziałem sobie: „Dobrze! to będzie na wakacje!“ Rozumiesz? Gdyby Weber, którego nie widziałem dwadzieścia pięć lat, umarł!... Ale, dzięki Bogu, uściskam go przedtem! O! kochany, wielki człowiek! wczoraj odebrałem od niego list; siedzi w Dreźnie i pisze operę niemiecką dla króla Saskiego. Dziś zrana zapakowałem się, wziąłem bilet do Strasburga, a wieczór wyjeżdżam! Miałem iść cię uściskać, moje dziecko a że przyszedłeś, to razem zjemy śniadanie.
— A! panie Miller, wyszeptał Justyn stłumionym głosem, ja jeszcze nie jadam.
— Jaka szkoda, że nie możesz przejechać się ze mną! To niepodobna, nieprawdaż?
— Zgoła niepodobna.
— Rozumiem... Lekcje muzyki, korepetycje, buchalterja, korekta, musisz znowu wrócić do tego wszystkiego?
— Tak, westchnął Justyn.
Miller był tak uradowany, że nie słyszał westchnienia.
Westchnienie to jednak, tak smutne, jak ostatnia myśl Webera, było pożegnaniem ostatniej nadziei.
Justyn potrzebował tylko był powiedzieć: „Potrzebuję twoich tysiąca franków, kochany panie Millerze, by odzyskać zdrowie, potrzebuję twoich tysiąca franków dla wyżywienia matki i siostry, zobaczysz się z Weberem później a może i nie zobaczysz, ale zostań, dobry Millerze, zostań!“ Miller byłby może westchnął tak smutno jak Justyn, ale zostałby z pewnością.
Justyn nic nie rzekł, ucałował Millera, pożegnał go,