Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/812

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mój przyjacielu, tajemnica zawsze więcej warta w jednem sercu, niż we dwóch; zachowaj więc swoją jeśli możesz. Przysłowie arabskie mówi: „Słowo jest srebrne, ale milczenie złote“.
I uścisnąwszy rękę Petrusa, Salvator wrócił do pracowni właśnie w chwili, gdy Roland, który niepokoił się zapewne nieobecnością pana i czując go zbliżającego się, jęknął czule i drapał się do drzwi pracowni z taką delikatnością, jak dworzanin siedmnastego wieku do drzwi Ludwika XIV-go.

XIV.
W którym Jan Robert oniemiał ze zdziwienia.

W chwili gdy Salvator wracał do pracowni, Justyn postawił ostatnią nutę w pieśni Miny: zapalono kandelabry przy organach, i zabierali się do śpiewania. Ale przy pierwszych akordach, jakie muzyk wydobył z instrumentu, przy pierwszych nutach jego głosu, Roland, czy to z zamiłowania, czy z nienawiści do muzyki, począł tak żałośnie skomleć i drapać tak zawzięcie, że niepodobna było słyszeć ani jednego taktu.
— Zdaje mi się, że to Roland jest za drzwiami? zagadnął Jan Robert.
— On sam, odrzekł Salvator.
— Wpuść go.
— O, tak! niech pan wpuści, chciałabym go zobaczyć, rzekła Róża. Babolinie otwórz Rolandowi.
Babolin zachwycony tem, że będzie mógł zabrać znajomość z psem Salvatora, pobiegł do drzwi i otworzył mówiąc:
— Pójdź tu Roland.
Roland niepotrzebował zaproszenia; w dwóch skokach był przy Salvatorze. W tem nagle, zamiast pieścić się z panem jak się na to zabierało, stanął i zwrócił oczy ku Róży.
— I cóż Rolandzie, zapytał Salvator, coś tak się zapatrzył? A tobie co jest, Różo?
Zapytanie to, jak widzimy, zwrócone było w połowie do psa, w połowie do dziecka. Bo rzeczywiście, wzrok psa stał się nadzwyczajnym, płomiennym, pod pewnym wzglę-