Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/773

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie mam czasu na słuchanie twoich głupstw, Gibassier. To ty kierowałeś wykradzeniem panny z zakładu pani Desmarets?
— To prawda, panie Jackal.
— I w nagrodę otrzymałeś te pięć tysięcy franków?
— Widzisz więc pan, że ich nie ukradłem, bo wreszcie, gdyby nie to, że zostałem skazany na galery dożywotnie, przybyłoby mi takowych na jakie dwadzieścia lat.
— Co się stało z tą panną, gdy się dostała do rąk pana Loredana de Valgeneuse?
— Jakto! pan wiesz?
— Pytam się, co się stało z tą panną od chwili, gdy wam ją wydała panna Zuzanna?
— A! panie Jackal, gdyby was utracił pan Delavan, co za strata dla niego i dla Francji!
— Jeszcze raz pytam Gibassier, co się stało z tą panną?
— Co do tego nie wiem zupełnie.
— Zważaj na to, co mówisz.
— Panie Jackal, jakem Gibassier, wsadziliśmy ją do powozu, powóz ruszył i jużeśmy nic odtąd o niej nie słyszeli. Spodziewam się, że ta młoda para musi być szczęśliwą i że ja tym sposobem przyczyniłem się do szczęścia dwojga moich bliźnich.
— Az tobą co się stało od owego dnia? Czy także nie wiesz?
— Ja stałem się oszczędnym, mój dobry panie Jackal, a wiedząc, że złoty klucz otwiera wszystkie drzwi, starałem się pozyskać jakieś zaszczytne stanowisko w tym rozumnym i pracowitym grodzie Paryżu. Otóż, przejrzałem wszystkie, a z tych jedno tylko mi się podobało.
— Czy można wiedzieć, które?
— Agenta giełdowego... Nie miałem na nieszczęście dosyć kapitału, ażeby sobie zawód ten przyswoić, ale iżby być gotowym na wszelki wypadek, w razie, gdyby Opatrzność, jak powiada biedny Gabrjel, rzuciła na mnie okiem, chodziłem codzień na Giełdę wtajemniczać się... Zrozumiałem ażioterstwo i zaczerwieniłem się ze wstydu, żem tak źle kradł przez całe życie, widząc, jak daleko jest łatwiej w ten sposób zarabiać na życie! Poznałem się więc z kilku najznakomitszymi ażioterami, którzy widząc we mnie przenikliwość niezwykłą, niebawem zaszczycili mnie