Nierówność majątkowa rozdzielała dzieci już w szkołach, tak jak później rozdzieli ludzi w społeczeństwie, a dwaj koledzy szkolni, których złączony cień widać na murach szkolnego dziedzińca w dniu rekreacji, są to dwaj ubodzy albo dwaj bogaci.
Pewnego dnia, stary nauczyciel Justyna ukazał mu się w zupełnie nowem świetle. Oddawna już przygotował on niespodziankę równie przyjemną jak nieoczekiwaną.
Pokój, który zajmował poczciwy Miller, było to nazwisko starego nauczyciela, leżał nad infirmerją; trzeba więc było zachować się cicho, a podłoga była tak cienka, że słychać było najlżejsze kroki.
W dobroci swej, stary nauczyciel obawiał się sprawić najmniejszą przerwę w spoczynku chorych; odmówił więc sobie jedynego zadowolenia, które wzruszało jego serce: kochał on muzykę i grał na wiolonczeli z całą umiejętnością i zamiłowaniem wiolonczelisty niemieckiego.
Owóż, jak powiedzieliśmy, od trzech lat zamieszkania w tym nieszczęśliwym pokoju, czyli mniej więcej od wejścia do zakładu Justyna, nie dotknął on ani smyczka, ani wiolonczeli, czekał jednakże bez narzekania chwili, kiedyby mógł wrócić do ulubionej rozrywki w nowym pokoju, który przeznaczano i obiecywano od półtora roku.
Nadszedł nareszcie dzień oczekiwany. Była to miła dla Justyna niespodzianka, gdy ukochany jego mistrz, rozgospodarowawszy się w nowem mieszkaniu, wydobył pierwsze akordy z wiolonczeli, z tego poważnego i melancholijnego jak skarga leśna, instrumentu.
Justyn zapadł w głęboką ekstazę i dopóki grał Miller, on słuchał z rękami złożonemi.
Od tej chwili Justyn nie dał spoczynku swemu nauczycielowi, musiał on go obdzielać skarbami harmonji, uspionemi od tak dawna, a które zbudziwszy się, poruszyły wszystkie struny jego duszy.
Codziennie Justyn przychodził na lekcję, czyli codziennie poświęcał muzyce czas obracany dawniej na rekreację. Wtedy, odgrywali dzieła mistrzów; porównywali starych z nowemi, Porporę z Weberem, Bacha z Mozartem, Haydna z Cimarosą; piętnowali plagiatorów, przebiegali dzieje muzyki, od jej początków i śpiewu Gregorjańskiego, do Guya z Arezzo, a od tego aż do naszych czasów; następnie, ale tylko w sposób epizodyczny, wracali do malar-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/76
Wygląd
Ta strona została przepisana.