Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/690

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W dniach napadu złośliwości, kiedy potrzebowała niewiadomo dlaczego, przywieść do rozpaczy Lelonga, mówiła mu przeciągłym swym głosem:
— Twoja córka? Nie masz prawa dawać jej tej nazwy, ponieważ jesteś żonatym i nie możesz jej przyznać! Wreszcie, zkąd wiesz, że dziecko to naprawdę jest twojem? Niepodobna wcale do ciebie!
A wtedy ten człowiek silny jak lew, wił się po ziemi jak opętany, kąsał podłogę, rycząc z wściekłości:
— O! przeklęta! o! bezwstydnica! śmie mówić, że dziecko nie jest moje!
Fifina spoglądała na niego, jak na warczącego brytana, szklannem okiem kobiet bez serca; szyderczy uśmiech wykrzywiał jej wargi, ukazując zęby drobne, szpiczaste, jak u hyeny.
— A więc tak! powtarzała, dziecko nie jest twoje, jeżeli chcesz wiedzieć prawdę!
Przy tych wyrazach, Bartłomiej Lelong stawał się znowu Janem Bykiem: zrywał się rycząc, rzucał się na tę kobietę o członkach wysmukłych jak u pająka, wznosił nad jej głową pięść twardą jak młot cyklopa, ona zaś poprzestawała na wyrzeczeniu:
— Tak, tak! zamorduj słabą kobietę! dalej!
Wtedy Bartłomiej olbrzymie palce swoje zatapiał w czuprynie, rycząc z przekleństwem na ustach, wywalał drzwi kopnięciem nogi i pędził wściekle po schodach, a biada temu kto znalazłby się na jego drodze! słabość jedynie znajdowała u niego łaskę.
Jednego z takich właśnie wieczorów, Jan Byk spotkał trzech przyjaciół w oberży Bordiera.
Wiemy co tam miało miejsce, i jakby był zakończył się dramat napadu apoplektycznego, gdyby nie zjawienie się na czas Salvatora, dla puszczenia mu krwi i odesłania do szpitala Cochin, z którego wyszedł przed ośmiu dniami, a ujrzawszy Zwierzynkę i Haczyka wśród gorącej rozprawy, radził im zdać się na sąd Salvatora, a następie zaprosił do oberży pod Złotą Muszlą.
Przy wejściu Bartłomieja, jeden z ucztujących niezdolny już był do boju, a mianowicie Haczyk. Pozostawał więc tylko Zwierzynka.
Jan Byk kazał położyć trzy nakrycia, rozłożył ręce pa-