Godny poplecznik rojalistów nie odmówił, i Jezuici także dotrzymali obietnicy.
Ministerjum ówczesne niczem innem nie było dla zgromadzenia czcigodnych ojców, jak tylko narzędziem niszczącem wszystko cokolwiek im stało na drodze, pewnym rodzajem oprawcy posłusznego rozkazom; pełnomocnikiem, któremu zdali chwilowo władzę, dla złamania w danym razie nieprzyjaznych dążeń narodu; urzędnikiem odpowiedzialnym, gotowym spełniać wszystkie surowe ich polecenia; kozłem ofiarnym przeznaczonym do odsunięcia od zgromadzenia jezuickiego w danej chwili wszystkich nienawiści, jakie by na siebie ściągnęło.
Miało ono wreszcie w panu de Villele człowieka, jaki mu właśnie był potrzebnym, a którego wytworzyło własnem i siłami, wiedząc, że będzie posłusznym ślepo, jako wegetujący na urzędzie wpływem zakonu, który nie znalazłszy oparcia u wysokich znakomitości towarzyskich, szukać go musiał gdzie się dało, i napotkał rzeczywiście w stronnictwie, którego nie cierpiał, chociaż i ono mało go ceniło.
Widzimy ztąd, iż związki najtrwalsze tworzą się nie zapomocą wspólności zasad, lecz interesu.
O ciągłem zwiększaniu się potęgi owej tajemniczej ligi z Saint-Acheul, sądzić można z jawności pewnych obrzędów religijnych, jakie miały miejsce w samym Paryżu, z powodu jubileuszu 1826 roku, otwarcie którego pan de Quelen ogłosił w liście pół religijnym, pól politycznym.
Pismo to zaznaczało z całą zgrozą „zaraźliwą niemoralność i trujące wyziewy“ prasy, wnikające w krew społeczeństwa; opłakane wyniki, mówił list, nieokiełznanej swawoli, która przeraża i którą potępiają o najgorętsi choćby stronnicy owej wolności rozsądnej, jakiej sprawiedliwych granic oznaczyć dziś sobie nie potrafią najbardziej umiarkowani ludzie.
W uroczystości tej, prócz zwykłego obchodu ołtarzy, dokonanego przez masy fanatycznych nabożnisiów bosych, mieściły się cztery wielkie procesje, w których uczestniczył Karol X., rodzina jego, deputacje wszelkich ciał wojskowych i cywilnych; obok wysokich znakomitości dworskich, tłoczyły się cale zastępy pokutników.
Pewien marszałek Francji zamienił buławę swoję na świecę woskową; znany adwokat uczepił się sznura bal-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/657
Wygląd
Ta strona została przepisana.