wał dynastję; tu zaś buduję religię. Zarzynając mnie, nieprzyjaciele moi duszą się własnemi rękoma. Aleksander, Cezar, Karloman, byli tylko zdobywcami, żaden męczennikiem. Co uczyniło Prometeusza nieśmiertelnym? Nie to, zapewne, iż porwał ogień bogów z nieba, nie, że zrobił człowieka rozumnym i wolnym, ale, że Gwałt i Przemoc, dwaj kaci przeznaczenia, przykuli go do skały na szczycie Kaukazu! Pozostaw mi więc mój także Kaukaz i wracaj do Francji. Tak, wracaj, ale jako nowy apostoł, opowiadając coś widział.
— Ale ty, Najjaśniejszy panie?
— Ja umrę na wyspie. Postanowienie już takie między mną, a Bogiem. Nie będąc w stanie zabić fizycznie Anglii w Indjach, muszę uśmiercić ją w dziejach. Nie o mnie więc już chodzi, Sarranti, lecz o syna; oczekiwałem go jako spadkobiercy, Bóg mi go zesłał; kochałem go jak dziecię, Bóg go zabrał wraz z tronem, przeto zapominam o koronie, ażeby myśleć wyłącznie o synu. Dla niego to i w jego sprawie jedziesz do Francji. Znajdź wiernych generałów moich, którzy spiskują na rzecz Napoleona Bonapartego i spodziewają się, że do nich przybędzie; chociaż pomyłka to straszliwa! Patrzą oni w stronę zachodzącego słońca, ale niech raczej zwrócą oczy na powstającą jutrzenkę ozłoconą purpurą! Skalista wyspa św. Heleny jest tylko latarnią morską obecnie, kiedy Schönbrunn gwiazdą. Lecz powiedz im, niech strzegą się narazić syna mojego, a zatem niech działają w razie jedynie pewności skutku, bo nie życzę sobie, aby Napoleon II-gi zwiększył szeregi Astjanaksów i Brytaników.
Potem głosem czułości rodzicielskiej, o jakiej choć słabe wyobrażenie chciałbym ci dać, książę! rzekł:
Co do ciebie, drogi Sarranti, szczęśliwszy w tej chwili od samego cesarza, ujrzysz tego ukochanego syna, tę głowę błogosławioną; nagroda to jaką przeznaczyłem ci za wierność! Wręczysz mu ten list z włosami, powiesz, że kazałem go uściskać, a kiedy wargi jego spoczną na szlachetnej twarzy rycerza, dodasz: oto pocałowanie za jakie Bonaparte oddałby cesarstwo, bohater sławę, więzień resztkę dni pozostających mu do życia!
Dziecko i mąż poważny znaleźli się znowu pierś przy piersi, usta przy ustach, powstrzymując łzy gorące!...
Podczas kilku minut po owem wylaniu z dwóch serc
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/645
Wygląd
Ta strona została przepisana.