Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/616

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Drżała mimowolnie na myśl, że człowiek ten, którego widziała wolnym, bogatym, jaśniejącym w swej loży, jak bóstwo indyjskie w swym przybytku, za wydaniem się tego listu, który on rzucił jej w obec dwóch tysięcy widzów, mógł być porwany i zaprowadzony do strasznego więzienia w Spielbergu!
Co ją mianowicie wzruszało, ją, dziewicę o sercu czystem, gorącem i szlaehetnem, to zaufanie, jakie ci dwaj ludzie położyli w niej, biednej parji społecznej, biednej skoczce teatralnej.

IV.
Trzy wspomnienia księcia Reichstadzkiego.

Rozena uczuła, że książę bierze ją za rękę i podnosi z ziemi; bo przypominamy sobie, że ciągle klęczała. W tedy rzuciła na niego spojrzenie. Niemniej wzruszony od niej, oczy miał wzniesione ku niebu, a dwie łzy spływały mu po twarzy.
— O! łzy drogie! łzy Achilesa! zawołała Rozena chwytając je ustami, łzy upadłe z synowskiego serca na grób ojcowski, oby was Francja zebrała do swej skarbnicy!... O!... mówiła dalej z zapałem, takim cię lubię, mój śliczny książę; widząc cię przemienionym dziękuję Bogu, że mnie umieścił przy tobie, jako kielich przeznaczony do przyjęcia rosy twych łez. Płacz, płacz, póki jesteśmy sam i; łzy twoje są jak fiołki, rozwijają one się tylko w cieniu...
I mówiąc to Rozena okrywała pocałunkami, czystemi jak pocałunki siostry, twarz księcia wilgotną od łez. A on odpowiedział całując ją namiętnie, ale jednak z myślą, która zdawała się unosić po nad chmury.
— Tak, tak, droga moja, masz słuszność: Bóg umieścił cię przy mnie, jak anioła. Przed tobą jedną, istoto wybrana, to źródło tkliwości, martwiejące wobec innych, tryska i płynie...
— Panie mój!
— Bądź błogosławioną! mówił dalej książę, nie ocierając łez, które zdawały się ulgę piersiom jego sprawiać, bądź błogosławioną za słodkie godziny, jakie daje mi wspomnienie o tobie i za drogocenne życie, jakie mi daje obecność twoja! O! prawdę powiedziałaś, z tobą tylko je-