Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/532

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O! stryju...
— Dam ci sto tysięcy franków. — Bogatszy jestem jako kawaler bez stryjowskich stu tysięcy franków, niż żonatym będąc, z pięcioma tysiącami dochodu rocznego więcej.
— To ci dam dwakroć, trzykroć sto tysięcy, dam ci połowę mego majątku, jeżeli potrzeba. Toż ja do djabła, nie darmo jestem Breton!
Petrus ujął rękę stryja i pocałował ją czule.
— Ty całujesz mnie w rękę, to ma znaczyć: „Idź sobie do djabła stryju, ze swojemi tysiącami a im dalej pójdziesz, tem mi będzie przyjemniej“.
— O! stryju.
— Aha! już wiem! zawołał generał uderzając się w czoło.
— Nie sądzę, odezwał się Petrus z uśmiechem.
— Masz kochankę, nieszczęśliwy!
— Mylisz się, stryju.
— Masz kochankę, powiadam ci, to jasne, jak dzień!
— Przysięgam stryjowi, że nie.
— Widzę ją ztąd: ma lat czterdzieści, trzyma cię w swoich szponach, poprzysięgliście sobie kochać się na zawsze, sądzicie się sami jedni na świecie i wyobrażacie sobie, że rzeczy tak będą trwać, dopóki nie uderzy dzwon sądu ostatecznego.
— Dlaczegóż ona ma mieć czterdzieści lat? zapytał Petrus z uśmiechem.
— Dlatego, że tylko w czterdziestu latach wierzą w wiecznotrwałość miłości, rozumie się kobiety. Nie śmiej się, to twój robak gryzący, pewien jestem tego co mówię. W takim razie, mój przyjacielu, dodał generał z głębokiem politowaniem, nie ganię cię już, ale żałuję i nie pozostaje mi nic, jak tylko oczekiwać na śmierć twojej infantki.
— A więc, stryju...
— Co?
— Skoro tak jesteś dobry...
— To ty będziesz mnie prosił o pozwolenie zaślubienia swojej prababki, nieszczęśliwy!
— Nie; bądź spokojny, stryju.
— Błagać mnie będziesz o przyznanie dzieci, jeżeli je masz?
— Uspokój się, stryju, nie mam szczęścia być ojcem.
— A czy to człowiek może kiedy być tego pewnym?