Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/525

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nas w swojej koterji, to jest pomyślność prawdziwa, moje dziecko. Nie łącz się przeto w rozmaite związki z taką łatwością; pamiętaj za każdym razem o korzyściach, jakie ztąd wyciągnąć możesz; w tem leży to, co nazywają znajomością świata, doświadczeniem życia. Korzystaj z mojej znajomości i doświadczenia; wciśnij się we wszystkie ministerstwa, zachwyć języka we wszystkich ambasadach: czas ci jeszcze na opozycję, jak będziesz miał pięćdziesiąt lat i pięćdziesiąt tysięcy rocznego dochodu. W chwilach straconych zachodź do kilku żon bankierskich, do kilku żon notarjuszów, do kilku, więcej nie trzeba. Zrób kilka pasteli bogatych wdów, to ci da pozycję; jeżeli ich nie znasz, to wynajdź. W zakątkach to swych buduarów, kobiety tworzą i odtwarzają wziętość: chodź do kobiet, chodź do kobiet, moje dziecko. Kobiety stanowią opinię, a koniec końców opinia jest królową świata.
— Ależ mój stryju, przedstawiasz mi społeczeństwo nie do zespolenia się z niem.
— Społeczeństwo, mój kochany, jest to las, w którym każdy przechadza się zbrojne: jednego bronią jest rozum, drugiego majątek. Biada temu, kto polegać będzie tylko na policji i sam nie przedsięweźmie środków ostrożności. Gra życia, kochany Petrusie, jest jak pikieta: niektórzy grają uczciwie i zgrywają się; inni podkładają karty i zdobywają majątek.
— Są jednak, stryju kochany ludzie, którzy dochodzą do majątku bez takich podstępów.
— Tak; ale trzeba coś złożyć na karb przypadku, który czasem się myli i wstępuje do uczciwego człowieka, sądząc, że to łajdak; niektóre drzwi są do siebie podobne.
— Jeżeli takie jest społeczeństwo, jak je określasz stryju, to lepiej rzucić wszystko i pójść sadzić kapustę i rzepę.
— Niezawodnie, i żyć w nadziei, że się je spożyje? Otóż opadnie cię jeszcze jedno złudzenie, będziesz myślał, że je zjesz miękkiemi, a one będą twarde.
— O! ileżeś ty musiał cierpieć, stryju, żeby dojść do takich przekonań!
— Nie... tylko, że umieram z głodu! rzekł generał.
— Waza na stole, wymówił w tej chwili Franz, otwierając drzwi z twarzą o tyle rozjaśnioną, o ile może ją mieć kapral austrjacki bez krzyża i galonów.
— Chodźmy! zawołał generał, biorąc synowca pod rękę,