Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/457

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Moja droga pani, rzeki Ludowik, wrócimy za pięć minut, w naszej nieobecności nie dawaj nic choremu...
Marjanna odwróciła się do pana Pilloy, jak gdyby dla dowiedzenia się, czy ma słuchać tego polecenia.
— Ha! odpowiedział tenże, skoro ten pan utrzymuje, że uleczy chorego.
Sądził, że Ludowik zaprzeczy, ale ku wielkiemu jego zdziwieniu, Ludowik nic nie odpowiedział. Usunął się tylko, by przodem przepuścić pana Pilloy z uszanowaniem, jakie młody winien starszemu.

XV.
Gdzie Ludowik przyjmuje odpowiedzialność.

Dwaj lekarze zatrzymali się w przedpokoju.
— Czy chcesz mi powiedzieć, młody przyjacielu, zapytał pan Pilloy, dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?
— Nasamprzód, odpowiedział Ludowik, ażeby nie męczyć chorego.
— Cóż, kiedy to człowiek umarły!
— Tembardziej, jeżeli jest takie pańskie zdanie, ażeby tego nie wyrażać przy nim.
— A tak! sądzisz pan, ozwał się stary chirurg wojskowy, że ludzie naszego pokolenia są takiemi niewieściuchami, jak waszego? Byłem ja mój panie wtedy jako pomocnik Larreya, kiedy on odciął obie nogi dzielnemu Montebello. Dyskusja trwała z pięć minut czy zrobić operację, czy dać mu umrzeć bez dalszej męczarni; i czy pan sądzisz, że się kto krył przed nim? Nie, panie, on sam brał udział w dyskusji, jak gdyby rzecz dotyczyła obcego i jeszcze słyszę go wołającego: „Rżnijcie, morbleu, rżnijcie!...“ głosem tak silnym i stanowczym, jak gdyby komenderował: Naprzód!
— Być może, panie, rzekł Ludowik, że gdy się działa na polu bitwy, pośród piętnastu lub dwudziestu tysięcy rannych, to nie ma czasu naginać się do tych wszystkich oględności, które według pana, nadają naszemu pokoleniu miano „niewieściuchów,“ ale my tu nie jesteśmy na polu bitwy, pan Gerard nie jest marszałkiem Francji, jak „dzielny Montebello.“ To człowiek bardzo znękany swojem położeniem, bardzo, ile mi się zdawało, lękający się śmierci