Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/455

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oczu nie byłe tak martwe, jak oblicze. Była jeszcze siła i życie w tych oczach.
— Czy możesz mi pan pokazać język? zapytał znów Ludowik.
Pan Gerard pokazał język. Był on biało-żółty, barwy wpadającej w zieloność, obłożony w całej swej rozciągłości, ale nie miał on tego ostrza cienkiego, jak u wężów, nie był ani prawie krwawy w kończynie, ani czerwony po brzegach, jak zwykle bywa przy zapaleniach gastrycznych.
Aż dotąd Ludowik wątpił, odtąd nastąpiła dlań pewność. To też ruchem mimowolnym, prawie machinalnym wzrok jego od chorego zwrócił się na chirurga, a to z wyrazem, co do którego nie można się mylić. Wyraz ten wypowiadał jasno: „Ależ pan widzisz, że to nie jest stan gastryczny!“
Stary chirurg, zaufany w sobie, zdawał się nie zważać ani na ruch, ani na wejrzenie Ludowika, i ani drgnął. Ta zimna krew kolegi, który powinien mieć przynajmniej doświadczenie wieku i praktyki, zachwiała młodzieńca w przekonaniu. Pozostało mu uczynić jedno jeszcze badanie. Podniósł okrycie chorego, obnażył mu pierś, położył na niej rękę lekko, wolno, ale coraz bardziej naciskał, tak, że ciśnienie stało się dość silnem. Widząc wtedy, że pan Gerard nie objawiał bólu żadnym znakiem:
— Czy boli? zapytał go.
— Nie, odpowiedział pan Gerard głosem słabym.
— Jakto! nalegał Ludowik, kiedy naciskam tak, pan nie czujesz nic?
— Oddycham trudniej, ale nie doznaję żadnego bólu.
Ludowik odwrócił się znowu do kolegi, mówiąc mu powtórnie oczyma: „Ależ widzisz, że to nie stan gastryczny!“ Stary chirurg zdawał się nie rozumieć pantominy Ludowika, równie jak za pierwszym razem. Ludowik uśmiechnął się. Pewnym był, że pana Gerarda leczono na chorobę, której nie miał. Ale jakaż to była choroba?
Ludowik skrzyżował ręce, bacznie patrzył w chorego, potem spuszczając głowę, jakby namyślając się głęboko, spostrzegł pod poduszką chorego nietylko chustkę, którą pot sobie ocierał, ale i tę, w którą spluwał. Rzekłbyś, że chustka poplamiona jest rdzą. Ludowik był na tropie choroby. Wtedy po raz drugi podniósł prześcieradło pana Gerarda, ale zamiast naciskać ręką na żołądek, przyłożył