Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żność, przez egoizm, przez strach, to co on czyni przez wyrzut“.
Powróciłem do Paryża, poszukałem miejsca zamieszkania w okolicach, znalazłem ten oto dom, kupiłem go i przedsięwziąłem to wielkie dzieło filantropii, które zjednało mi imię człowieka zacnego.
Ale skoro umrę, mój ojcze, pamięć moja należy do ciebie, uczyń z niej ofiarę dla pana Sarranti, wyjednaj mu ułaskawienie jako spiskowemu, ja wziąłem na siebie, dowieść jego niewinności, jako zabójcy!
— Czy uwierzą zeznaniu syna na korzyść ojca?
— Przewidziałem ten zarzut, ojcze. Wstań i weź ten klucz.
Umierający podał mnichowi klucz, który miał ukryty pod poduszką.
— Otwórz drugą szufladę biurka, dodał, znajdziesz tam zwój papierów opatrzony trzema pieczęciami.
Dominik wstał, wziął klucz, otworzył szufladkę i dobył z niej zwój papieru.
— Oto jest, rzekł.
— Czy nic na nim nie napisane?
— Przeciwnie, napisane:
„Jest to moja powszechna spowiedź przed Bogiem i ludźmi, ażeby w razie potrzeby ogłoszoną była publicznie po mojej śmierci.

Podpisano:
Gerard Tardieu“.

— Papier ten zawiera w całości opowiadanie jakie tylko co skończyłem, własną ręką moją spisane. Kiedy już przestanę żyć, rozporządzaj niem, zwalniam cię z tajemnicy spowiedzi.
Mnich z poruszeniem radości i mimowolnego tryumfu przycisnął papier do piersi.
— Teraz, mój ojcze, rzekł umierający, czy nie pocieszysz mnie kilkoma słowy nadziei?
Mnich zbliżył się wolno i poważnie, rzekłbyś, że twarz jego wzniesiona do nieba, rozjaśniła się światłem niebiańskiem. W świetle tem wydawał się on ideałem miłosierdzia ludzkiego.
Umierający czując, że to przebaczenie się zbliża, podniósł się i głowę w tę stronę skierował.
— Mój bracie, rzekł Dominik, może trzebaby wobec Pana wyższego i silniejszego wstawiennictwa, ażeby przebaczył