Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Poszedłem ku niemu, wziąłem go za rękę i z lasu odprowadziłem ku zamkowi. Miałem nadzieję przybyć dość wcześnie by sprzeciwić się morderstwu dziewczynki. Na nieszczęście znalazłem się nad brzegiem stawu; ażeby powrócić do domu, trzeba było obejść staw, coby nas było opóźniło o jakie dziesięć minut, albo przewieźć się czółnem.
— O stryjaszku, popłyńmy czółnem! zawołał chłopczyk: to tak przyjemnie płynąć czółnem.
I skoczył pierwszy. Poszedłem za nim chwiejąc się.
Woda była głęboka, spokojna jak zwierciadło, oświecona światłem księżyca, który tylko co wszedł. Schwyciłem oba wiosła i wiosłowałem szybko.
Nic innego w tej chwili nie miałem w głowie, tylko przybyć na czas, ażeby uprzedzić zbrodnię i cokolwiekby nastąpiło, powiedzieć: Nie! nie! nie chcę!
Byliśmy pośrodku stawu, kiedy usłyszałem krzyk przerażający. Poznałem głos Leonji. Jednocześnie szczekanie Brezyla ozwało się w ciemności, on także snąć w budzie swej usłyszał i poznał ten krzyk. Dwa okrzyki bardziej rozdzierające niż pierwszy, dały się słyszeć w kilka sekund jeden po drugim. Spojrzałem na Wiktorka, był bardzo blady.
— Stryjaszku, stryjaszku, rzekł, zabijają moją siostrę! Potem zawołał: Leoniu! Leoniu!
— Cicho bądź! krzyknąłem.
— Leoniu! Leoniu! wołał wciąż chłopiec.
Poszedłem do niego z ręką wyciągniętą, z okiem zaognionem; był tak przerażony wyrazem mej twarzy, że omal nie rzucił się do wody. Nie umiał pływać, padał na kolana składając ręce.
— O mój dobry stryjaszku, rzekł, nie zabijaj mnie! Ja ciebie bardzo kocham, kocham cię z całego serca, stryjaszku. Ja nigdy nikomu nic złego nie uczyniłem.
Schwyciłem go za kołnierz.
— Stryjaszku, stryjaszku, zmiłuj się nad twym biednym Wiktorkiem!... Na pomoc! na pomoc! ratujcie!...
Głos zamilkł: ręka moja jak żelazna obręcz, uchwyciła szyję dziecka. Zawrót mnie zdjął; straciłem przeczucie siebie samego.
— Nie, nie, rzekłem, jesteś skazany; musisz umrzeć! Usłyszał to, bo skupił wszystkie siły, aby mi ujść.
W tej chwili księżyc schował się za chmurę, a ja znalazłem się w ciemności, zamknąłem wreszcie oczy, ażeby