Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sposobienia do przyjęcia poddaństwa, w jakiejkolwiekby ono przedstawiło się formie.
Czuć było, że człowiek ten, jeśli jego zwierzęce i samolubne instynkty nie zostały widocznie narażone, nie miał najmniejszej odwagi i był tchórzem w całem podłem znaczeniu tego wyrazu.
Nie był on zapewne brzydszym niż inni, ale brzydota jego była jakąś szczególną, jemu tylko właściwą, „sui generis, “ że się tak wyrażę.
W tej chwili wyrażała ona przestrach w sposób najbardziej odpychający.
Widok umierającego zazwyczaj jest rozrzewniającym. Owóż, widok tego człowieka, choć bliskiego grobu, zamiast rozrzewniać, wzbudzał wstręt nieprzezwyciężony. Gdyby to był człowiek sprawiedliwy, za jakiego podawał go głos publiczny, to wypadało zwątpić o wszystkiem, bo gdyby Bóg pozwolił, żeby uczciwi nosili taką maskę, to po jakimż znaku możnaby było poznać zbrodniarzy?
To też ksiądz zatrzymał się zdumiony przed tym ohydnym typem służalstwa.
Domyślił się wrażenia zacny ten człowiek, któremu zdawało się, że nosi na czole odbłysk szlachetnych cnót swego serca, a Dominik pełen zniechęcenia siadając przy łożu opuścił głowę na piersi. W postawie tej, daleki już od myśli, że podać ma rękę duszy białoskrzydłej, zdawał się prosić Pana o siłę do wysłuchania spowiedzi złego człowieka i do walki z szatanem o duszę z góry potępioną. Nareszcie, ponieważ umierający zamiast odezwać się do niego, jęczał tylko i płakał, przeto brat Dominik przemówił pierwszy.
— Wzywałeś mnie, bracie?
— Tak.
— Słucham cię więc.
Umierający spojrzał na księdza z obawą, która gasnące jego oczy podwójnym rozświeciła płomieniem.
— Jesteś bardzo młodym, mój bracie, zauważył.
Ksiądz wstał, ustępując pierwszemu wrażeniu wstrętu.
— Nie ja to sam się nastręczałem, rzekł.
Ale chory, żywo wydobywszy rękę z pod kołdry, zatrzymał go za suknię.
— Nie, zawołał, pozostań!... Chciałem powiedzieć, że w takim młodym wieku może niedość jeszcze zastanawiałeś