Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na spód. Ale zamiast korzystać ze swej przewagi, Ludowik, trzymając przeciwnika pod kolanami, zastanawiał się, zkąd pochodzi ta mocna woń waleriany, którą on tak obficie wyziewa.
Jeszcze namyślał się nad tą kwestją dosyć trudną do rozwiązania, kiedy Haczyk i Szkopek, widząc cieślę po raz drugi zniemożonego, węglarza zaledwie przychodzącego do siebie po otrzymanem uderzeniu w bok, a zabójcę kotów wijącego się pod kolanami Ludowika, jęli krzyczeć:
— Na noże! na noże!
W tej chwili powracał chłopiec z ostrygami. Jednym rzutem oka ocenił położenie rzeczy, postawił muszle na stole i żywo zbiegł ze schodów, zapewne dla zawiadomienia o tem kogo należało.
Ale zjawienie się jego dla aktorów tej sceny, stanowiło drobny tylko szczegół. Byli oni zbyt zajęci sobą, by zważać na jego zjawienie się i zniknięcie tak raptowne, że gdyby nie ostrygi co świadczyły o obecności chłopca, możnaby myśleć że to był sen.
Ale co snem nie było, to to, co działo się na czwartem piętrze i na piętrze niższem.
Na łoskot podwójnego upadku cieśli, na skrzyp złamanego stołu, na krzyk: noże! noże!... pijacy śpiący w sali trzeciego piętra, zerwali się ze snu; najmniej pijani przysłuchiwali się, jeden z nich, zataczając się, poszedł otworzyć a ci co mogli jeszcze co rozeznać, widzieli jak chłopiec przerażony przebiegał po nawie schodowej.
Wtedy to oni, jako ludzie doświadczeni, dorozumieli się co zaszło, i niebawem też trzej młodzi nasi przyjaciele, usłyszeli kroki przyspieszone i wrzaski podobne do ryku morza podczas burzy.
To szumowiny Gościnnego Dworu wybiegały na wierzch, i wkrótce przez otwarte drzwi dostrzedz było można salę napełniającą się ludźmi dziwnej powierzchowności, opitemi, ogłupiałemi, gniewnemi nadewszystko o to, że im przerwano sen najlepszy.
— Cóż to! czy tu zabijają! odezwało się dwadzieścia ochrypłych i ohydnych głosów.
Na widok tego tłumu, a raczej tej sfory, Jan Robert, najwrażliwszy z trzech młodzieńców, uczuł mimowolnie przebiegające po żyłach uczucie tego lodowatego zimna, jakiego doznaje każdy człowiek, by najsilniejszy, za do-