Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— E! księżniczko, przerwał Kamil, mów w liczbie pojedynczej, jeżeliś łaskawa.
— O! jakiżeś ty głupi, że jesz ten placek!
— Brawo! zawołał Kamil, to lepsze niż petarda; to mina! A dla czegóż to ja głupi, iż jem placek?
— Dlatego, rzekła Chante-Lilas, iż jest trzecia godzina po południu, a spodziewam się, że pan Kamil de Rozan, szlachcic amerykański, zafunduje nam wspaniały obiad.
— Jaki tylko zechcesz, księżniczko! Już też, kiedyśmy się szukali tak długo, toć, co najmniej, wypada nie rozstać się, póki wzajem nie wypijemy za swe zdrowie.
— Więc zamów obiad.
— Tylko nie tu, moje pasterki.
— Gdzież więc?
— W Paryżu... Na wsi bardzo źle dają jeść! Wieś dobra jest do zaostrzenia apetytu, ale nie do nasycenia go.
— Niechże będzie w Paryżu. A gdzie udamy się na obiad?
— Do Vefoura.
— Do Vefoura?... O! co za szczęście! zawołała dziewczyna, trzasnąwszy palcami na znak uradowania. Tak dawno słyszę o tym Vefourze. Powiadają, że to rzecz bardzo ciekawa.
— Tak jak notarjusz! rzekł Kamil. Są nawet, którzy utrzymują, że to rzecz daleko ciekawsza, a to z uwagi, że u Vefoura można zjeść, a u notarjusza być zjedzonym.
— O, Paqueretto! zawołała księżniczka, nie będziesz żałować, spodziewam się! To mi dopiero petarda: u Vefoura!...
— Dalej, dalej, rzekł Kamil, w drogę, moje dzieci! Mam zrobić kilka sprawunków przed obiadem, uprzedzam was.
— Dla dam? rzekła Chante-Lilas szczypnąwszy aż do krwi ramię Kamila.
— Dla dam! rzekł Kamil. Alboż ja znam jakie damy?
— A za kogoż to ty „mnie“ masz, mój szlachcicu? rzekła Chante-Lilas, prostując się z miną komiczną.
— Ciebie księżniczko, odpowiedział młodzieniec całując ją, ciebie mam za najświeższą, za najdowcipniejszą, za najładniejszą praczkę, jaka kiedykolwiek zakwitła na wybrzeżu rzeki, pod oponą niebios!
Próżna dorożka przechodziła przed młynem, Kamil zatrzymał ją. Potem odwiązano osły a chłopiec młynarski za trzydzieści soldów, zobowiązał się odprowadzić je do Vanvres. Następnie wsiedli w dorożkę i kazali się zawieźć