Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cóż to za przyjaźń? spytała Karmelita ponurym głosem; przyjaźń która zawiązuje się i rozrywa według woli. Czyż gdybym odjeżdżała, nie uprzedziłabym o zamiarze mego wyjazdu? a po wziąwszy taki zamiar, czy wykonałabym go tak szybko, tak okrutnie?
Biedna Karmelita! zapomniała lub też udawała że zapomina, co jej Kolomban mówił jakoby o liście swego ojca.
Kamil zrozumiał co się działo w sercu dziewczyny, jak również jaką korzyść mógł wyciągnąć z tego mniemanego oporu ojca Kolombana; lecz list przyjaciela, tu Kamil zastanowił się, mógłby zadać fałsz jego kłamstwu, a Kamil wiedział iż prawe serce sieroty mogłoby mu wszystko przebaczyć, wyjąwszy kłamstwa. Postanowił więc zbliżyć się do prawdy.
— Wierz mi, droga Karmelito, powiedział, że tylko ważny powód mógł wpłynąć na postanowienie Kolombana.
— Jakiż jest ten ważny powód? spytała Karmelita, odmawiać mi zaufania, nie jest-że to tyle co obrażać mnie? Jaki on jest? Zobaczmy, powiedz! mówiła dalej Karmelita z pewnym rodzajem niecierpliwości.
— Nie mogę Karmelito.
— Musisz, Kamilu, jeśli ci idzie o to, aby przyjaźń moja dla Kolombana nie zmieniła się, aby była jak dotąd, szczerą i silną; powinieneś, bo ci nie wolno zostawiać mnie w podejrzeniu względem twego przyjaciela; twoim obowiązkiem jest usprawiedliwić go, skoro ja potępiam.
— Ja to wiem, ja wiem to wszystko, Karmelito! zawołał Kamil; lecz nie pytaj mnie dlaczego Kolomban odjechał... Ze względu na siebie, na mnie, na nas wszystkich nie pytaj mnie!
— Ja przeciwnie, zapytuję; rozkazująco odparła młoda dziewczyna, jeżeli on chce przez to zmartwienia mi oszczędzić, mów, żadne zmartwienie nie może być większe dla mnie, niż przyjaźń zdradzona. Wytłómacz się zatem w imię prawości!
— Więc chcesz tego Karmelito? rzekł Kamil udając, iż poddaje się przemocy.
— Wymagam...
— A więc, on pojechał...
Kamil zatrzymał się, jakby mu język odmówił posługi.
— Mów! mów!
— A więc, Kolomban pojechał, albowiem...