Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1976

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie, panie marszałku, odparła księżna, usnę już tylko snem wiecznym, a przed śmiercią mam ci zrobić zwierzenie.
— Nie, zaprzeczył znów marszałek, nie, Rino, ty nie umrzesz; zadanie twoje jeszcze nie skończone na ziemi, moje dziecko; nie powinniśmy umierać, póki nasze dzieło nieskończone. Mała Pszczółka potrzebuje jeszcze twoich starań.
— Pszczółka! szepnęła umierająca ze drżeniem.
— Tak, ciągnął dalej pan de Lamothe-Houdan, dzięki tobie, ona ma się lepiej teraz; dzięki twoim doskonałym radom, życie kochanego dziecka naszego jest prawie ocalone. Nie zostawisz dzieła swego rozpoczętem, moja kochana Rino, a wtedy, gdy Bóg powoła cię do siebie, nie odejdziesz sama, bo i nademną się zlituje i zabierze razem.
— Panie marszałku, mówiła księżna, której dobroć męża łzy rozczulenia wyciskała z oczu, jestem niegodną twego uczucia, i dlatego właśnie błagam cię, byś mnie wysłuchał.
— Nie, Rino, nie będę nic słuchał, nie chcę nic słuchać. Śpij spokojnie, moje dziecię i niech Bóg czuwa nad twoim snem!
Łzy które spływały od jakiegoś czasu z oczu księżnej, trysnęły tak obficie, iż zrosiły rękę, w której marszałek trzymał rękę żony.
— Ty płaczesz, Rino moja! wyrzekł wzruszonym głosem, może masz jakie zmartwienie, którego ci mógłbym ulżyć?
— Tak, odpowiedziała umierająca, wielkie zmartwienie, głęboką boleść.
— Mów więc, moja duszo!
— Przedewszystkiem, panie marszałku, rzekła księżna wysuwając rękę z dłoni męża i wyciągając złoty kluczyk na piersiach wiszący, weź ten kluczyk i otwórz moje biurko. Wysuń drugą szufladkę, mówiła dalej pani de Lamothe-Houdan.
— Już, odrzekł marszałek.
— Musi tam być paczka listów związana czarną wstążką.
— Oto jest, powiedział marszałek, podejmując paczkę i ukazując ją księżnie.
— Weź ją i usiądź przy mnie.
Marszałek wykonał rozkaz.
— Ta paczka listów zawiera moją spowiedź, rzekła biedna kobieta.