Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

matki pogorszała się, co oliwiła Karmelita biegała od lekarza do apteki, nieraz o późnej godzinie w nocy Kolomban słyszał ją schodzącą. Byłby bardzo pragnął ofiarować jej swoje usługi, ale był równie nieśmiałym jak prawym, kłopotała go forma ofiary więcej niż sama ofiara, tak, że wtedy dopiero ośmielił się, gdy usłyszał dziewicę rozpaczliwie wołającą ratunku.
Było na nieszczęście zapóźno: to nie potrzeba, ratunku znagliła dziewicę do wołania o pomoc, ale trwoga, przerażenie.
Pani Gervais od czterech dni leżała w łóżku, pod ciężką groźbą anewryzmu, który doszedł do ostatniego stopnia, czego lekarz bynajmniej Karmelicie oświadczyć nie chciał.
Ażeby zwalczyć dławienie odejmujące jej oddech, pani Gervais zażądała szklanki wody. Dziewica pospieszyła do pokoju, by wodę cukrem zaprawić, gdy zawrócił ją rodzaj jęku podobny do wołania. Za zbliżeniem się do łóżka zastała matkę z głową w tył przewróconą, podłożyła jej rękę pod szyję; biedna kobieta spoglądała na dziecko swoje w sposób dziwny, nie mogła jak się zdawało mówić, ale cała jej dusza przeszła w oczy.
Karmelita. przerażona, drżąca, a jednak samem przerażeniem silna, wciąż podtrzymywała głowę matki i przytykała szklankę do ust, lecz w chwili, gdy usta miały zetknąć się ze szklanką, pani Gervais wydała głębokie westchnienie, długie, bolesne, potem głowa zwisła całym ciężarem na ramieniu córki i zarazem z nią opadła na poduszkę.
Córka zrobiła wysilenie, podniosła głowę drugi raz, i przytknęła szklankę do ust matki, mówiąc: Napij się, mamo. Ale zęby były ściśnięte, i chora nie odpowiadała. Oczy chorej pozostały nadmiernie otwarte, i zdawały się nie módz oderwać od córki.
Wtedy zdawało się Karmelicie, że szyja, którą ona podtrzywymała, nagle stygnie, i że to śmiertelne zimno i jej się udziela. Przerażona, opuściła głowę matki na poduszkę, postawiła szklankę na stole, rzuciła się na ciało obejmując je oburącz, twarz okrywając pocałunkami i patrząc oczyma równie prawie nieruchomemi, jak oczy matki. Wtedy to dopiero biedna dziewczyna pełna życia, nie my-